sobota, 24 stycznia 2015

Płonę


-Nie złapiesz mnie! Nie złapiesz!- krzyczała.
-Złapię! Doganiam cię!- zachichotałam.
-Nie-e! Hahaha!
 Biegałyśmy razem po polu bawiąc się w cudownym sierpniowym słońcu. Włosy wlatywały mi do buzi ,a sukienka była już podarta u dołu. Jednak ja i Saden biegałyśmy już około godziny więc nadal próbowałam ją dogonić. Widziałam jej błyszczący złotem kucyk ponad wysokimi kłosami pszenicy. Dziewczyna była już prawie na wyciągnięcie ręki. Jeszcze tylko parę szybszych kroków i złapię ją za warkocz.
 Nagle wybiegłyśmy na teren gdzie zborze było podeptane na płasko tak że tworzyło koło. I wtedy ich zobaczyłyśmy. Stali w kręgu i szeptali między sobą. Jeden z nich od razu zwrócił na nas uwagę. Wyjął różdżkę z kieszeni. Wycelował ją w Saden. Mroczny znak widniał nie tylko na jego ręce. Oni wszyscy je mieli.
-Zagubione dziewczęta.- rechotał Śmierciożerca który wyciągnął różdżkę. Miał garbaty nos ,gęste brązowe włosy i czarne skórzane rękawiczki mimo 30°C.
-Nie zgubiłyśmy się! To jest nasze pole!- odparła mu dumnie Saden.
-Doprawdy?- mężczyzna miał zagadkowe spojrzenie. Zamachnął się różdżką. -Incendo Tria! - zborze wokół nas zaczęło się natychmiast palić. Teraz nie mogłyśmy uciec. Ludzie stojący przed nami zaczęli się śmiać jak przystało na ludzi kochających śmierć. Saden patrzyła na kłosy palące się wokół nas. Ci ludzie wrócili do rozmowy ,ale było wiadomo ,że zaraz uciekną. Dziewczyna wzięła płucienną chusteczkę ze swojej kieszonki i kazała mi nią zasłonić usta i nos przed dymem.
-Musimy znaleźć inne miejsce na obrady.- zadecydował Śmierciożerca z różdżką. -To poletko już się do niczego nie nada.- prychnął.
-Hej!- Saden podbiegła do niego i złapała za rękaw. Odtrącił ją jednym ruchem ręki. Przewróciła się na ziemię. Śmierciożerca spojrzał na nią z pogardą.
-Głupie dziecko! Avada Kedavra!- wrzasnął. Zielony promień strzelił z jego różdżki i z mocą trafił Saden.
-Aaa!- krzyknęłam przerażona patrząc na dziewczynę leżącą na brudnym zborzu.
 Śmierciorzercy spojrzeli na mnie. Kobieta o wściekle zielonych jak szmaragdy oczach wbiła we mnie wzrok. Szaleńczy uśmiech zawitał na jej twarzy. Wyjęła różdżkę jednym sprawnym ruchem. Wtedy tata nagle ni z tąd ,ni z owąd stanął przede mną. Zaczął walczyć ze Śmierciożercami. Z lewej podbiegła do mnie ciocia Lisandra.
-Zabieram cię z tąd.- powiedziała a potem deportowałyśmy się do domu. Ostatnie co widziałam to zielonooka Śmierciożeczyni trafiająca Avada Kedavra w tatę.



-Aaaaa!!- wrzasnęłam siadając na łóżku.
 Popatrzyłam oczami w czarną nicość przede mną. To był tylko sen. Ten sam co od dziewięciu lat.
 Spojrzałam na łóżko na którym spał Marven. Chłopak przewrócił się tylko na drógą stronę ,chrapnął i spał dalej. Uff! Po drógiej stronie Marilyn mruknęła. Jednak ona również się nie obudziła. Nie słyszałam tez żeby wstała Zella lub Aella. Mama nie krzątała się po sypialni.
 Położyłam się na łóżku mimo ,że wiedziałam iż już nie zasnę. Zawsze tak było. Przynajmniej kiedy wrzeszczę ,nie budzę reszty rodziny.
 Nadal miałam przed oczami tych dwóch Śmierciożerców. Mężczyznę z brązowymi włosami i zielonooką kobietę. Za każdym razem widzę szczegóły ich twarzy ,ubioru ,szyderczech uśmiechów.
 Mężczyzna miał gęste włosy zapuszczone do ramion i wielkiego graba na nosie. Jego oczy były koloru burzowej chmury. Miał skórzane rękawiczki i płaszcz do ziemi. Był rozgniewany i dostojny za razem.
 Kobieta natomiast miała oczy tak zielone ,że aż nienaturalne. Rozpoznałabym je wszędzie. Jej rude włosy były fantazyjnie upięte na czubku głowy. Miała czarną sukienkę z gorsetem i czarne matowe szpilki.
 Przerażają mnie te szczegóły. Boję się tego.
 Nikomu nie mówiłam o moich snach. Poza tym pierwszym razem. To było dzień po katastrofie...przyśniło mi się to pierwszy raz. Gdy już się obudziłam , swoim krzykiem zbudziłam mamę. Gdy już wypłakałam łzy opowiedziałam o tym mamie. Odrzekła mi wtedy ,że to jest po prostu strach. Gdy przyśniło mi się to następnego dnia nie mówiłam już mamie. Nigdy już nikomu nie powiedziałam. Gdy trzeciego dnia obudziłam się krztusząc się dymem byłam już spanikowana. Denerwowałam się każdej nocy. Bałam się zasypiać bo wtedy musiałaby to przeżyć jeszczw raz. Doprowadzało to do tego ,że zasypiałam ze zmęczenia i spałam tylko góra 3 godziny. Ale przynajmniej nie miałam snu. Po miesiącu męki koszmar się przeżedził. Śnił mi się raz na tydzień ,raz na miesiąc. W międzyczasie nie śniło mi się nic. Najgorsze sny miałam w rocznice tego wydażenia. Spojrzałam na kalędaż. To jest dzisiaj. 30 sierpnia 2006. Dziewiąta rocznica śmierci mojej siostry Saden i mojego taty Revelin'a.
 Miałam trzy lata. Bawiłam się z cztero-letnią wówczas Saden w naszym polu. Spotkałyśmy Śmierciożerców. Oni spalili nasze pole. Jedyne źródło zarobku. Tata był rolnikiem. To on widząc płonące pole ruszył nam na ratunek. Były akurat urodziny mojego brata Marven'a więc przyszli goście. Ciotki i wujkowie ruszyli za tatą. Mama która była wtedy w 4 miesiącu ciąży została w domu z dziećmi. W tym czasie Śmierciożercy zabili Saden. Mój tata był członkiem Zakonu Fenixa podobnie jak ciocia Lisandra. Zginęli oboje zaraz po tym jak ciocia dostarczyła mnie do domu. Reszta wujostwa przegoniła Śmierciożerców. Ale nie mogli żadnego z nich postawić przed Wizengamotem ponieważ Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać przejął Ministerstwo.
 Byliśmy straceni. Nie mielismy z czego żyć ,a mama nie mogła pracować bo była w ciąży. To były trudne czasy. Jednak mieliśmy pomoc wujostwa. Zawsze coś. Kiedy teraz o tym myślę cieszę się z tego ,że moi rodzice są czarodziejami. Jedna z moich starych koleżanek jest mugolaczką. Nie wiem czy przeżyła. Gdy tylko mama urodziła poszła do pracy. Do dziś pracuje jako pomoc domowa. Mną ,Marvenem i bliźniaczkami zajmowała się ciocia Avalyn ,która przygarnęła Marilyn ,córkę cioci Lisandry. Mama czuła się jednak odpowiedzialna za córkę jedynej siostry taty. Dlatego Marilyn zamieszkała z nami.
 Jest miła i w ogule spoko ,ale ja tam nie byłam z nią blisko. Poza tym nie miała dla mnie czasu. Pomagała cioci Avalyn z Zellą i Aellą. Ja raczej bawiłam się z Marvenem
 Mimo ,że jest dwa lata starszy ode mnie (czyli jest w wieku Marily) dobrze się z nim dogaduję.
 Dwa lata temu zaczął chodzić do Hogwartu. Pisał do mnie listy. Ja też bardzo chciałam iść do Hogwartu. Zanim dowiedziałam się ,że wtedy będę sama. I, że Tiara Przydziału będzie musiała wybrać dla mnie dom. Marven i Marilyn są w Ravenclaw tak jak był w nim mój tata, mama i ciocia Lisandra.
 Za dwa dni będzie moja kolej. Mój pierwszy dzień w Hogwarcie. Trzymam kciuki za to żeby przydzielono mnie do Ravenclaw. Szczerze mówiąc ,nie chcę być w "domu dobra" - Gryfindorze ,ani w "domu matołów" - Huffelpuffie. A już zwłaszcza nie chcę być w "domu Śmierciożerców"-Slytherinie. Uraz z przeszłości zostawił na mnie piętno. Dosłownie i w przenośni. Spjrzałam na bliznę ,którą mam na kostce. Pamiątka po tym jak opażyłam się płonącą pszenicą.
 Zerknęłam na zegar. Zbliżała się szósta godzina. Postanowiłam ,że się ogarnę i pójdę zjeść śniadanie.
 Więc wstałam próbując nie pobudzić brata i kuzynki. Ubrałam się w łazience i zeszłam na dół.
 Stanęłam na progu kuchni i wytrzeszczyłam oczy.
-O matko!- wymknęło mi się.

2 komentarze:

  1. no ja dopiero czytam.........
    tak póżno bo niedawno wkręciłam się w czytanie blogów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co?!?!? Chyba żarujez?!? Witam Cię całym moim gadzim serduchem na Skazanej! Rany, ale się cieszę, że ktoś to jeszcze czyta! *.* TYLKO BŁAGAM NIE ODCHODŹ!!
      Witam w mojej małej rodzince Lily!
      Całusy :*
      ~ Cam

      Usuń

Widzicie to pole? Tak , to dlaczego nie ma jeszcze komentarzy!?
Piszcie swoje opinie , domysły i sugestie. Komentarze to dla mnie najważniejszy znak - znak ,że czytacie. Więc krytykujcie ile się da! =D

Mei z
KS