Ukochane czytelniczki!
Powoli wyczerpuje mi się wena. Ostatnio miałam cały potok natchnienia, ale on się niestety skończył. Jednak czytelników mi przybywa. Zapraszam do komentowania! Jeśli miałaby to być ostra krytyka - wal prosto z mostu! Wszystko byle by było prawdą. Tak mówię do Ciebie! Obserwuję ankietę i zauważyłam, że pewna osoba szeczerze zaznaczyła swoje uczucia. Może napiszesz komentarz, a nie będziesz chować się za ankietową anonimowością? Napisz - co konkretnie Ci się nie podoba. Prawda to moje szóste imię ;) Więc zapraszam na rozdział. Co wymyślił ten stary Filch?
Ledwo położyłam głowę na poduszce usłyszałam trzask. Zaraz potem posypały się przekleństwa i inne wrzaski.
Wszyscy wyszli z dormitoriów zobaczyć co się się stało. W Pokoju Współnym zastaliśmy nawalających się Davida i Raidena. Starszy chłopak właśnie sprzedał drugiemu ostry kopniak w brzuch. Rowle zgiął się w pół i oberwał lewym sierpowym w twarz. Gdy padł na podłogę kopnął Wood'a.
- Co z nią zrobiłeś!? - krzyczał.
- A jak myślisz? - Śmierciożerca złapał się za nogę, ale zaraz dostał powtórkę. Obolałą nogą kopnął leżącego. Mój chłopak wypluł z ust krew.
- Petrificus Totalus! - wrzasnęłam rzucając zaklęciem w Raidena.
Przyklęlnęłam przy Rowle'm. Chwycił mnie kurczowo za rękę. Coraz mocniej pluł i kaszlał krwią. Trząsł się i nie mógł oddychać.
- Sprowadźcie panią Pomfrey!
Holon nie trzeba było powtarzać. Natychmiast wyczarowała swojego patronusa - wilka - i posłała do Skrzydła Szpitalnego. Seth przyniósł mi mokry, zimny ręcznik. Położyłam go na głowie Ślizgona. Czekaliśmy dosyć długo. Stan Davida się nie polepszał, wręcz pogarszał. Zaczynaliśmy tracic nadzieję, ale w końcu pani Pomfrey do nas przybyła. Rzuciła na rannego jakieś zaklęcie chyba tamujące krwawienie, a przy pomocy Zaklęcia Lewitacji przeniosła do swojego gabinetu.
Wróciłam do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o tym jak bardzo Dave oberwał. Raiden ma jutro przesrane. Myśli o nich dwóch oraz o Marylin wciąż krążyły mi po głowie. Jednak w końcu zasnęłam.
Spałam bardzo źle. Wierciłam się, było mi raz gorąco, raz zimno. A do tego ten sen.
Ja i Holon szłyśmy sobie dróżką obok mojego domu. Pole płonęło, a na niebie płonął Mroczny Znak. Moja rodzina ginęła z rąk Fredrici, Sashy, Gannetta i jego synów - Raidena i Kev'a. Łzy ciekły mi strumieniami po policzkach. Zauważyłam, że David (o Merlinie ble!) całował się z Miles'em. Wtedy moja przyjaciółka Ślizgonka zaczęła rzucać w nich nożami z koszmarnym śmiechem i przerażającą celnością. Upadam na ziemię krzycząc Niech to się wreszcie skończy!! To boli !!
Sen nareszcie dobiegł końca. Holon stała po mojej lewej stronie i trzymała mnie za rękę. Z prawej Ricci patrzyła na mnie z pogardą.
- Zamknij się wreszcie! - wrzasnęła przwywalając mi pluszowym smokiem.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cały czas płakałam jak małe dziecko. Darłam się tak, że słyszała mnie chyba nawet Helena Ravenclaw. Od płaczu miałam całą mokrą poduszkę. Dłonie mi się spociły, kołdra skotłowała. Oddychałam w przewach płaczu.
- O ty! ... Ani się waż! Drętwota!
Moja przyjaciółka strzeliła Zaklęciem Oszołamiającym w Derulo. Ta padła na podłogę. River spojrzała na nią z góry mówiąc jadowicie:
- Odwal się od mojej przyjaciółki.
- Holon ... proszę nie rób cyrku.
- Ale ona udeżyła cię tym durnym smokiem!
- On jest pluszowy.
- Chodzi o zasadę!
- Ogarnij się. Która godzina?
- Blondi 1 nie zążyła nas jeszcze obudzić kiedy zaczęłaś krzyczeć.
- To musi być bardzo wcześnie. - stwierdziłam.
- Może w pół do siódmej.
Wstałam chwiejnie z łóżka, podpierając się na ramieniu Ślizgonki. Gdy krew już dopłynęła mi do nóg poszłam się ubrać. W łazience ochłapałam twarz wodą. Nakładałam właśnie pomadkę ochronną gdy przypomniałam sobie o Davidzie.
W moim śnie był dziwny. Ale nie umarł z rąk Śmierciożerców. Jednak w realu David leżał w Skrzydle Szpitalnym. O co pobił się z Raidenem? Nie dowiem się jeśli będę tu cały czas siedzieć - pomyślałam.
Wyszłam z dormitorium. W Pokoku Wspólnym natknęłam się na Raidena.
- Ty!
Podeszłam do chłopaka i przywaliłam mu w nos.
- Zwariowałaś!? Co ty robisz?
- Oddaję ci za Davida.
- Za Davida?
- Nie pamiętasz jak wczoraj kopnęłeś go tak mocno, że zaczął kaszleć krwią? - chłopak przeklnął. - Dlaczego się pobiliście?
- Maureen ja ... Wytłumaczę ci później.
Ślizgon trzymając się za spuchnięty nos wybiegł z Pokoju. Nawet nie zdążyłam mu pożądnie przywalić! Aghhh! Byłam wściekła. Ten idiota nie dość, że wczoraj łaził za mną w Zakazanym Lesie, pobił mojego chłopaka, to jeszcze teraz pokazuje jakim jest totalnym dupkiem i po prostu mnie ingnoruje!
Wkurzona również wyszłam z pomieszczenia. Przynajmniej mogłam zapomnieć o wściekłości robiąc coś dla tych których ten Śmierciożerca poszkodował. Praktycznie muszę po nim sprzątać. Pobiegłam do Wielkiej Sali, wzięłam dwa tależe i napełniłam jedzeniem, które już pojawiło się na stołach. Przy stole Ravenclaw siedziało kilkoro uczniów jedzących wczesne śniadanie. Wzięłam przygotowane posiłki.
- Wingardium Leviosa!
Tależe zaczęły lewitować nad moją głową. Zadowolona z siebie zaniosłam je do Skrzydła Szpitalnego. W środku na jednnym z łóżek leżała Marylin, a na drugim David. Oboje już nie spali. Mary czytała książkę (a co innego mogłaby robić?), a Dave siedział i przeglądał swój zeszyt do nut. Przeniosłam pełne tależe na stoliki obok ich łóżek.
- Maureen! - chłopak ucieszył się na mój widok.
Podeszłam i pocałowałam go. Spragniony mojej obecności zapomniał o bólu i dopiero po chwili jęknął kiedy zabolała go żuchwa.
- Och przepraszam! Będziesz w stanie zjeść śniadanie?
- Tak, pewnie. Dzięki.
Podałam mu tależ i przeszłam do Marylin. Odłożyła książkę i spojrzała na mnie.
- Lepiej się czujesz?
- Tak.
- Dostałaś szlaban?
- Profesor Flitwick powiedział, że i tak nie byłabym w stnie nic zrobić.
- Pocieszy cię pewnie fakt, że Marven i ja za swój bohaterski czyn ratowania twojego tyłka mamy się zgłosić dzisiaj do Filcha?
- Trochę. - przyznała niewinnie.
- Jak ty tam właściwie trafiłaś?
- Ja ... no .... Chciałam zebrać pewną roślinę. Nie rosła w głębi Lasu. Ale kiedy się do niej zbliżyłam naskoczyło na mnie to coś. Nie wiem co to było, ale miało siłę żeby mnie pogryźć, a potem wlec przez cały Las. Gdy już znaleźliśmy się blisko jego legowiska, chciało mnie wykończyć i zjeść. Wtedy na niebie ukazała się twoja strzałka. Zwierzę (czy nie zwierzę) odeszło. Jednak nie wróciło do mnie. Pogryzło mnie coś innego. Ale było dosyć podobne. Dopiero ty to odstraszyłaś.
- Mary, nie masz wilkołactwa?
- Nie wiem. Raczej nie.
- Mary to mógł być wilkołak.
- Raczej nie. Było mniejsze.
Zamyśliłam się. Przypadek Marylin był na prawdę dziwny. Najdziwniejsze jednak było to, że ona nie potrafił określić co ją napadło. Z zamyślań wyrawał mnie głos Davida.
- Maureen ja ... Przepraszam. To przeze mnie dostałaś szlaban. Profesor Parkinson patrolowała teren wokół szkoły i akurat znalazła mnie jeszcze odrętwiałego. Musiałem jej powiedzieć. Bałem się o ciebie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic ci się nie stało. Ale.…
- Chodzi o to, że pobiłeś się z Raidenem. "Co z nią zrobiłeś?" tak krzyczałeś. Wiedziałeś, że poszedł za nami do Lasu?
- Kiedy wrócił do Pokoju Wspólnego sam się przyznał. Ale on twierdził, że "był sobie w Zakazanym Lesie z moją dziewczyną". Twierdził, że "pocieszał cię gdy straciłaś nadzieję na znalezienie swojej kuzynki". Wściekłem się. No zabrzmiało to dość dwuznacznie. No i przywaliłem mu. Nie za mocno, ale pewnie bolało. A on tylko się uśmiechnął jak głupi. Mówił, że prześlicznie wyglądasz w sukience, a on wie czego pragniesz. Nie mam pojęcia kiedy on widział cię w sukience, ani w ogóle o czym on gada. Chciałem zdzielić go podkładką, ale on po prostu ją połamał jak karateka. - (to stąd ten trzask - pomyślałam) - No i poszło. Zaczęliśmy się bić jak głupi. Wiem jestem idiotą, że dałem się tak łatwo sprowokować.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. Ale wybaczam ci. On wie jak cię sprowokować. Bardzo dobrze sprowokować. I mnie przy okazji.
Wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego traskając drzwiami. Miałam już dosyć Raidena i tych jego gierek. Gdy dotarłam do Wielkiej Sali zdążyłam wziąść tylko jabłko do przegryzienia, a zadzwonił dzwonek na transmutację.
Po całym dniu roboty (oraz pełnych dezaprobaty spojrzeć Flitwicka i Mopsa) spotkałam się z Marvenem przed gabinetem starego Filcha.
- Myślisz, że jak bardzo mamy przesrane? - zapytał mój brat optymistycznie.
- Dosłownie chłoptasiu. - usłyszeliśmy głos woźnego za plecami.
Otworzył drzwi do gabinetu i wprowadził nas do środka. Usiadł za rozklekotanym biurkiem i wyjął jakąś teczkę.
- Rodzeństwio Moisson. Chłopak Marvan …
- Marven. - poprawił go Krukon.
- Nie przerywaj mi! Na czym to ja ... A tak! ... Czyszczenie toalet. Począwszy od pierwszego piętra, dalej tyle ile zdążysz. A dziewczyna Mayran ma wysptrzątać sowiarnię dwa razy w tygodniu. Resztę dni pomożesz bratu. Ach szkoda, że nie wieszają już uczniów w lochach pod sufitem, szkoda, szkoda ... A wy na co tu jeszcze czekacie!? Bierzcie sprzęt i do roboty!
Każde z nas wzięło wiadro z kąta pokoju. Ja miałam jeszcze miotłę, szuflę i zmiotkę, a Marven mop i szczotkę do podłogi. Wybiegliśmy z tego przeklętego pokoju najszybciej jak się dało.
- Czyli faktycznie mamy dosłownie przesrane.
- Na to wygląda. - mruknęłam. - Powodzenia z Jęczącą Martą. - powiedziałam odchodząc w stronę sowiarni.
Wiedziałam, że nie ma wyjątku od tej zasady, ale i tak byłam zaskoczona gdy w drzwiach wpadłam na ...
Heeejka!
OdpowiedzUsuńRozdział superowy. Ty jesteś taka utalentowana, że nie umiesz inaczej? Zazdroszczę ci.
Była bójka! Jea! Ale mało krwi i złamanych kości. Niewystaraczająco opisana, ale jest. Następnym razem proszę o więcej dłuższych opisów.
Raiden zachował się trochę chamsko, ale pewnie dlatego, że był naćpany.
Maureen to biedulka. Siostra o chłopak w szpitalu. W dodatku ten szlaban.
A sowiarnia nadal skrywa sekrety... :)
Już chyba nawet wiem kogo tam spodka.
Strasznie szkoda, że tracisz wenę. Ja mam jej ogromom, także wysyłam ci ją telepatycznie. Niedługo powinna dojść. :)
Wyjdź sobie jutro rano na spacer do lasu. Możesz też posłuchać muzyki. Oglądnąć romantyczny film. Zobaczyć zachód słońca. Przeczytać "fanfick którego imienia nie wolno wypowiadać" czy jakoś podobnie. Wyjść na rolki lub rower.
Mam nadzieję, że wena szybko wróci.
Pozdrawiam
- Izi
Dzięki Izi :) ale ty to po prostu tylko tak postrzegasz.
OdpowiedzUsuńOk. Postaram się Ciebie zadowolić ;) no ale nie mogłam ich pozabijać. Jeszcze za wcześnie.
Tak.
Biedna dziewczyna. Poratuj fasolkami!
Taaak dokładnie! Nawet nie wiesz jakie!
Wszyscy wiedzą. Jestem strasznie przewidywalna.
Jak sowią pocztą to na pewno ;)
"fanfick którego imienia nie wolno wypowiadać" Padłam! Tak jest dużo sposobów na wenę. Chyba wyjdę z pieskiem na spacer, albo co.
Również pozdrawiam
~ Cameleon
"- Ale ona uderzyła* cię tym durnym smokiem!
OdpowiedzUsuń- On jest pluszowy.
- Chodzi o zasadę!"
Rozwalił mnie ten moment... nie wiem czemu xDD
David taki słodki *^* Bije się o swoje :D
Ciekawa jestem, czy Marven będzie wilkołakiem. To by było dość interesujące...
Świetny rozdział, czekam na kolejne i nie przyjmuję do wiadomości braku weny :') Weno wróć !!! x3
Pozdrawiam ^^
No nareszcie ktoś to docenił!
UsuńSłodki? Wielu moich czytelników by się nie zgodziło ;)
Marven? Chodziło ci chyba o Marylin.
Ale może przyjmiesz do wiadomości, że piszę też Wanilię oraz mam w planach też pewne inne opowiadanie.
Dziękuję za tak miły komentarz
~ Cameleon
Zgadzam się z Ariess pod tym względem, że nie jest ciotom ;-)
OdpowiedzUsuńZdjęcie i wpis rozwalają sysyem! Szkoda, że wena cię opuszcza :'(. Mam tylko nadzieję, że zaraz wróci. Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować tego, że w końcu bili się inaczej ( LEWYZ sierpowy i jakieś kopniaki). Życzę szybkiego powrotu weny!!
Z nieznanym akcentm "Gal Anonim"
~Hubcio
No i wszystko toczy się w dobrym kierunku.
UsuńNa zdj jest Andy Biersack z teledysku do "Knives and Pens" <3
Ja też
"w końcu bili się inaczej" dzięki ;)
No i nareszcie się normalnie podpisujesz!
~ Cameleon
Jestem, komentuję i zrozumieć próbuję, jak to się stało, że przy rzekomym braku weny, wydarzenia toczą się u Ciebie z prędkością lawiny!
OdpowiedzUsuńAkcja z Zakazanym Lasem (nie skomentowałam tamtego rozdziału, wiec częściowo zrobię to tu) - skąd ja znam ten dreszczyk! Mam nadzieję, że to co ugryzlo Marylin, to rzeczywiście nie był wilkołak... A poza tym Maureen powinna opowiedzieć Davidowi, jakim debilem Raiden jest również w jej snach! Przynajmniej wiedziałby, za co go bić!
Chociaż wyszło w sumie na to, że to Rick załatwił jego... Akurat kiedy z Dave'a zaczynała już znikać 'ciota'!
Holon najlepsza przyjaciółka, a Marven najlepszy brat, czego nie można powiedzieć o Filchu, że jest najlepszym woźnym xD
I niech zgadnę na kogo to Maureen natknie się w Sowiarni...
Pozdrawiam i weny życzę! ~ Tita Pocky
Och jakrze mi Ciebie tu brakowało!
UsuńSuper, że czytasz mimo wszystko. A ten brak weny ... Po prostu te wydarzenia sobie wcześniej zaplanowałam a ich lawina to wynik przyczynowo - skutkowy.
Och okaże się. Ale zaznaczę, że Mary to ma u mnie raczej nie najlepiej. Maureen wolałaby nie opowiadać o swoich snach Davidowi ponieważ on może je zrozumieć dosłownie, a przy jego zazdrości to o ho ho!
Niestety Dave to nadal ciota. I już nie mam serca tego zmieniać ;)
Haha! Oh tak! Marven właśnie ma tu być tym "dobrym bratem". A Holon jest bardzo lojalna wobec przyjaciół. Potrafiłaby dla nich zabić.
Nie nękaj mnie! Wszyscy to wiedzą!
Dzięki i nawzajem! Mam nadzieję, że odczytałaś moją wiadomość
~ Cameleon