Witajcie!
Jest to mój ostatni post przed przerwą. Mam nadzieję, że przeczytaliście notkę informacyjną. Uwaga: napis Zaklęcie Cameleona z9ostało przeze mnie specialnie napisane przez C. No to przedźmy już do rozdziału!
W tym roku drużyna Ravenclaw miała tak zwany wymarzony skład. Marven królował w składzie jako kapitan już od trzech lat. Był znakomitym scigającym. Tak jak w jego marzeniach. W tym roku kończył szkołę i zamierzał zostać zawodowym graczem w Quidditcha. Marylin oczywiście go ganiła. Mówiła, że z takimi wynikami, gdyby tylko trochę bardziej popracował mógłby zostać aurorem. Ale jego marzeniem było latanie ... na miotle po boisku. W składzie mieli też Brandona, który był niezłym pałkarzem i w zeszłym sezonie spisywał się znakomicie. Ale dla widowni (zwłaszcza tej męskiej części) atrakcją na meczu był również komentator. Którym była nasza Holon. Dziewczyna miała dar przemawiania.
Wszyscy żyli meczem już od samego rana, jeśli nie od tygodnia. W powietrzu czuło się gęstą atmosferę. Na śniadaniu królowały złowieszcze spojrzenia przez stół. Niektórzy zawodnicy na śniadaniu brali jakieś eliksiry wspomagające, jednak od reformy w 2000 roku każdego gracza sprawdzano czy nie brał czegoś co było w kryteriach tzw. "dopingu". Ale widzowie czekali już tylko by biec się na boisko obejrzeć mecz. Właśnie to robiliśmy. Szliśmy w stronę boiska ja, Marven, Holon, Sasha, David, Miles i Brandon. Dochodziliśmy już do drzwi szatni żeby pożegnać chłopaków, kiedy podeszła do nas profesor Starrix - dyrektorka Hogwartu.
- Powodzenia na meczu. Jednak muszę przypomnieć Marven, że nie możesz jeszcze grać.
Chłopak zaskoczony wytrzeszczył oczy. Spojrzał na dyrektorkę ze strachem. Nie mógł uwierzyć w to co powiedziała. Ja i Brandon zaniemówiliśmy. To musiał być jakiś żart.
- Jak to?
- Twój szlaban się jeszcze nie skończył.
- Skończył się wczoraj. - dyskutował nadal Moisson.
- Pomaganie panu Filch'owi tak, ale szlaban na mecz zakończy się dopiero po tym spotkaniu.
- Proszę mi pozwolić grać. Pani profeaor, bardzo proszę! - Krukon złożył ręce jak do modlitwy. - Zgodziłem się na ten szlaban tylko dlatego, że faktycznie nie powiadomiłem nauczycieli. Ten szlaban nie ma sensu. Ja po prostu musiałem pomóc kuzynce. Musi mnie pani zrozumieć! - błagał ją.
- Rozumiem twoją decyzję, jednak regulamin szkoły surowo zabrania takich wybryków. Nie anuluję twojego szlabanu. I nie waż się kombinować bo odejmę Ravenclaw sporą ilość punktów. - zakończyła dyrektorka surowo.
Staliśmy jak słupy soli. Nic nie można było zrobić.
- Sorry brachu. - Marven poklepał Brandona po plecach. - Zastąp mnie na boisku jako kapitan. Na moje miejce w drużynie weźcie Gavina Potts.
- Zagramy ten mecz dla ciebie. - odrzekł z mocą, ściskając jego ramię.
Star wszedł do szatni, a my udaliśmy się na trybuny. Usiedliśmy na miejscach wyczekując meczu. Słońce zasłoniły chmury i zrobiło się zimniej. Mocniej zapięliśmy bluzy. Był już przecież październik i pogoda się ochładzała. Możliwy był nawet deszcz.
Po parunastu minutach nerwowego wyczekiwania w zimnie, na boisko wyleciał skład Gryffindoru. Zwodnicy w czerwonych szatach latali po boisku dumnie prezentując swoją nie najlepszą drużynę.
- Oto i zawodnicy domu Godryka. - zaczęła Holon wymieniając skład Gryfonów. Po chwili na murawę wlecieli również Krukoni. - Dziś drużyna Roweny gra w uszczuplonym składzie. Marven Moisson siedzi tu obok mnie i niestety kibicuje swojej drużynie z trybun.
- Dajcie im popalić Brandon! - wykrzyczał mój brat, którego głos wzwzmocniony Sonorusem poniósł się echem po boisku. (Holon w ramach pocieszenia pozwoliła mu komentować ten mecz ze sobą).
Na środku boiska pani Hooch gwizdnęła w swój wiekowy gwizdek i rozpoczęła się gra. Ścigający latali na swoich miotłach, tam i z powrotem próbując przeżucić kafel przez jedną z obręczy. Po paru minutach udało się to jednemu z graczy Gryffindoru.
- Godfrey zdobywa punkt dla Gryfonów. Hale rusz tyłek i nie pozwól mu strzelić drugi raz! - nasza komentatorka łajała obrońcę Ravenclaw.
Jednak po chwili padł kolejny gol dla czerwonych. Przedział widzów Gryfońskich szalał z zachwytu. Wymachiwali flagami i szalikami zachęcając graczy do zobywania kolejnych goli. Krukoni z boleścią patrzyli na swoich zawodników i niebo. Z chmur spadły pierwsze krople deszczu. Na szczęście dla Hale'a do akcji wkroczył Louis Payne z Ravenclaw i akcja przeniosła się pod obręcze Gryfonów. Już po chwili niebiescy strzelili gola.
- Brawo Payne! Tak trzymaj. - pochwalił go kapitan.
Akcja rozgorzała. Mecz zaczynał się po woli wyrównywać. Jednak nadal prowadzili przeciwnicy Marvena. Napięcie rosło. W pewnej chwili Brandon odbił tłuczka w panią Hooch. Dostał żółtą kartkę i musiał zejść z boiska na dwie minuty. Jednak nie tylko Star'owi skoczyło ciśnienie. Wszyscy kibice czuli stres. Krukoni i Gryfoni przekrzykiwali się w dopingowaniu swoich drużyn. Holon już bolało gardło od opisywania jak zawodnicy wariowali by zdobyć punkty dla swoich drużyn. W pewnym momencie wynik się wyrównał, ale zaraz Gryfoni ruszyli do akcji i strzelili kolejne dwa gole. Czerwoni zaatakowali i szybko poprawili wynik dodając do niego jeszcze 30 punktów. Grali ostro, a Krukoni bez kapitana nie mieli wiary w siebie i przeciwnicy to wykorzystywali.
- Travis podaj do Potts. Gavin po zewnętrznej. - doradzał swoim graczom Marven.
Jednak Gavin nie zdążył doprowadzić akcji do końca bo szukający przeciwników złapał znicz. Rozległy wrzaski i krzyki "Gryffindor wygrał!". Marven ukrył twarz w dłoniach. Niebiescy byli załamani.
- To już koniec meczu. Wygrał Gryffindor wynikiem 240 do 50. Jednak te drużyny będą miały szansę na odegranie się w przyszłym semestrze. Dziękuję za uwagę. Holon River.
Marven również wstał i wyszedł z boiska załamany tak jak jego zawodnicy. Zerwałam się z miejsca i poszłam za nim. Gdy byliśmy już na błoniach biegłam by go dogonić. Jednak kątem oka zobaczyłam coś dalej przed nim. To był Raiden. Szedł w stronę Zakazanego Lasu. Spojrzałam jeszcze raz na brata. Był smutny i zawiódł swoją drużynę, ale musiałam się dowiedzieć co knuje ten Śmierciożerca. Zaklęłam i ruszyłam w stronę Lasu szybkim krokiem. Brandon pocieszy mojego brata, a jak nie to dostanie opiernicz.
Czarnowłosy zbliżał się do linii drzew. Rzuciłam na siebie szybko Zaklęcie Cameleona i upewniwszy się, że mnie nie widać pobiegłam za nim. Gdy pokonałam błonia musiałam przyspieszyć bardziej by nie stracić tego kretyna z oczu. Szedł równym tempem jak robot. To do niego nie pasowało. Gdyby był sobą miałby ręce w kieszeniach, szedłby chwiejnym krokiem i oglądał się za siebie. Coś musiało być z nim nie tak.
Uwarzałam by nie narobić hałasu, ale on najwyraźniej się o to nie starał. Wszystkie gałęzie chrzęściły pod jego stopami. Szedł i szedł jakby doskonale wiedział gdzie idzie. Właściwie to po co on szedł do Zakazanego Lasu. Zachowywał się jakby ktoś ciągnął go za sznurek. I chyba tak było. Gdy Ślizgon w końcu się zatrzymał zauważyłam, że stoi na polanie. Poznałam ją już po chwilu. Tu spotkaliśmy się ostatnim razem gdy szukałam Mary. To na pewno było tu. Te same srebrne kwiaty i bure kępki suchej trawy. Jednak coś się zmieniło. A mianowicie na środku pustej przestrzeni stał człowiek. Przerażona cofnęłam się za linię drzew. Zaklęcie Cameleona już powoli słabło. Przyglądałam się sytuacji, która rozgrywała się przede mną.
Ten człowiek ukryty pod długą peleryną stał nieruchomo z ręką wyciągniętą w stronę Raidena. Chłopak nadal tym samym ruchem zombie przybliżał się do niego coraz bardziej. Krok po kroku, aż w końcu staną przed nim. Odsłonił rękaw pokzując Mroczny Znak. Przyklęknął przed tym kimś i powiedział:
- Ojcze ...
Krew ścięła mi się w żyłach. Musiałam zasłonić usta ręką by nie krzyknąć z przerażenia. Człowiek odsłonił kaptur i ukazał swoje oblicze. To był Gannert. Jego twarz była bardziej wychudła i pomarszczona niż ją zapamiętałam, ale to był na pewno on. Moje serce momentalnie przyspieszyło. Nie mogłam wziąść oddechu. Bałam się, że zaraz zacznę się krztusić, a wtedy mnie zauważy i zabije. To było bardzo możliwe. Najpierw kazał by mi przyklęknąć, a potem z fascynacją na twarzy torturowałby mnie. Do głowy zaczęły mi przychodzić te wszystkie wspomnienia. Jego młoda wersja, którą ukazał mi portret taty, jego okrutna twarz na polu. A teraz znów się spotykamy. Chce ze mną wyrównać rachunki za mojego ojca. Czuję to. Jego zemsta wisi w powietrzu jak mgła. Ale jak uciekł z Azkabanu? Spełnia się jeden z moich snów. Myślałam, że zaraz padnę na poszycie lasu i zacznę płakać w panice. To jest chore. Przecież to był tylko sen! Łzy płynęły mi strumieniami po policzkach. Ale musiałam wziąść się w garść. Na razie mnie nie zauważyli, ale wszystko jeszcze możliwe, a ja nie mogę dać się złapać. Wzięłam głęboki oddech i nadstawiłam uszy by usłyszeć co się dziwje.
- Synu. Wiesz już kim jest syn Andromedy Fallconi?
- To Miles Verte, ojcze.
- Musisz go do mnie przyprowadzić. On jest jedyną osobą, która będzie umiała zrobić dla mnie eliksir. To musi być wykonane precyzyjnie. Masz go przyprowadzić wtedy kiedy nadejdzie najlepszy na to czas. Pamiętaj by wykożystywać okazje mój sługo. Nie możesz sobie jednak pozwolić na błędy, więc nie podejmuj decyzji pochopnie. Przyniosłeś mi coś do sporzycia?
Raiden wyjął z kieszeni serwetkę z serwowanym wczoraj na kolację łososiem.
- Tylko tyle!? Musisz mi przynieść więcej! Umieram tutaj z głodu.
- Przyniosłem ci to co najlepsze, ojcze.
- Przynieś więcej głupcze! - wykrzykiwał Ganert. Widać było po nim, że jest głodny. Kości mu wystawały, a płaszcz wisiał na nich. W Azkabanie musiał stracić nie tylko rozsądek, ale i zdrowie.
- Mam całą butelkę soku dyniowego.
Podał ojcu pomarańczowy napitek, a ten szybko i łapczywie zaspokoił pragnienie. Gdy już ją opróżnił, odrzucił go w kraniec polany na którym stałam. Serce mi podskoczyło dwa razy wyżej. Już myślałam, że mnie zauważył. Na szczęście tylko dalej żalił się Raiden'owi na fatalne warunki w jakich musi się ukrywać. Syn tylko potakiwał głową i mówił w kółko "Tak ojcze. Tak ojcze". To nie był on. Przecież ten hamski debil w życiu by nie pozwolił tak sobą pomiatać, a już na pewno nie byłby tak potulny. W końcu po przysłuchiwaniu się narzekaniom starego dziada z Mrocznym Znakiem, Raiden mógł wrócić do Zamku, a ja za nim. Jednak gdy szedł z powrotem kroczył dokładnie w moją stronę. Zaczęłam się powoli przesówać w lewo. Nie mogłam urzyć kolejny raz Zaklęcia Cameleona ponieważ musiałabym to zrobić niewerbalnie, a miałam problem z tego typu zaklęciami. Mogłam się jednak ukryć w liściach i to zrobiłam. Raiden chyba mnie nie zauważył. Patrzył cały czas prosto przed siebie.Gdy już się trochę oddalił chciałam już za nim iść kiedy usłyszałam:
- Nie ukryjesz się przede mną Bletchley. Rosnę w siłę, a gdy osiągnę szczyt, nic nie stanie mi na drodze. Tym razem zabiję cię porządnie. Kolejne dziecko, które przeżyło.
Krzyknęłam i rzuciłam się biegiem za Raidenem. Już po chwili z impetem wpadłam na chłopaka. Przewróciłam się razem z nim na ziemię.
- Powaliło cię!? - zaczął przeklinać jak szewc. Nie dziwiłam mu się, miał całe spodnie uwalone tym co leży na ziemi w Lesie. - Skądy ty się tu w ogóle wzięłaś? - zapytał otrzepując spodnie z mchu.
- Jak ty możesz mu pomagać!? - wydarłam się ignorując jego pytanie.
- Co ... ? Ty go widziałaś! - znów zaczął sypać przekleństwami jak z rękawa. - Ale nie możesz go wydać. Dostaniesz szlaban za kolejne wędrowanie po Zakazanym Lesie, a gdyby już ktoś tu przyszedł nikogo by nie znalazł. Mój ojciec może jest stary i sładby, ale i tak potężny. Nie masz szans.
Patrzył mi w oczy cały czas. Stał blisko mnie i mówił pochylając głowę (tak jestem od niego całkiem sporo niższa). Ja tymczasem zastanawiałam się co robić. Musiałam się jaloś wydostać z Lasu. Ale chyba będę skazana na Raidena przez cały ten czas.
- Słuchaj, wyprowadzisz mnie z tego Lasu i to szybko.
- Ja tu mogę stać całą noc. Musisz coś zaoferować w zamian.
- Będę ci winna przysługę. Pasuje?
- Jak najbardziej koteczku.
Chciałm się zeżygać od tego słodkiego pseudonimu, ale nic nie jadłam od śniadania. W takim razie ruszyliśmy w końcu z powrotem do Zamku. Gdy byliśmy już skraju błoni po raz kolejny użyłam Zaklęcia Cameleona. Zanim odeszłam Raiden przypomniał mi o naszej umowie.
- Będę pamiętać, że zawsze będę mógł się zgłosić do ciebie po pomoc.
- Tylko raz. Jestem ci winna jedną przysługę.
- Jeszcze będziesz winna więcej. Sama o to zadbasz.
Nie ząstanawiając się nad sensem jego słów ruszyłam szybko przez błonia. Zdążyłam dojść do Wielkiej Sali tuż przed końcem obiadu. Potem zamknęłyśmy się z Holon w dormitorium i opowiedziałam jej o mojej kolejnej przerażającej przygodzie w Zakazanym Lesie.
Z tym meczem, to słabo, że Lwiąyka znowu wygrały, ale mówi się trudno. W następnym meczu Marven i jego drużyną skopią te ich ogoniaste tyłki!!
OdpowiedzUsuńTaaak Twoje ukochane zaklęcie Cameleona niezwykle przydatne ; )
Tatuś Raidena jest zbiegiem. Coraz słabiej pilnują tego Azkabanu że tyle osób z niego ucieka...
Nie dziwię się Maureen, że szczęka jej opadła jak zobaczyła Raidena w roli potulnego Śmierciożercy, który zachowuje się jak służący własnego ojca!
W końcu będzie coś z Milsem, no i super. Ciekawe o co chodzi z tym eliksirem
A to jak Gannert traktuje Raidena skojarzyło mi się z tym jak Viktor Daszkow traktował swoją córkę Natalie w "Akademii Wampirów".
Tak się szkoda że następny wpis dopiero jak wrócisz z wakacji, ale mimo wszystko jak zawsze będę czekać. Bo przecież kto jak nie ja jestem pierwszym czytelnikiem Skazanej? =D
do zobaczenia bądź napisania
MrocznaKosiarka
Dokładnie! Będzie rewanż!
UsuńI to jeszcze jak! Lepsze od peleryny niewidki
Też tak myślałam jak czytałam HP. Co to za Alcatraz skoro non stop ktoś ucieka. Gorzej jak ze zwykłego więzienia
Ale to nie cała prawda ...
To mój mały sukces :)
Tak tochę podobnie
Dokładnie. Mogłam w sumie lepiej skończyć ten rozdział byście musieli czekać na zakończenie dłużej, ale to nie ten rozdział
Do zobaczenia
~ Cameleon
Heeejka!
OdpowiedzUsuńCzemu gryfoni zawsze muszą wygrywać? Dajcie chociaż raz tym biednym krukonom zwyciężyć? Słyszycie tchórze? Udowodnienie swoją odwagę przegrywając!
Zaczynam się zachowywać jak ślizgonka... Prawdziwą ślizgonka, a to źle... Bardzo źle...
Za dużo wielokropków...
I znowu ten wielokropek!
Nienawidzę śmierciożerców! Raidena został zmuszony do bycia jak ojciec? Prawda? On nie może być taki zły! Wiem, że ma w swoim serduszku trochę dobra.
Ganert - garnek
Muhahahahaha!
Już zaczynam się niecierpliwić. Możesz mnie zabrać że sobą? Nudzi mi się...
I znowu ten wielokropek #*#@$*#%%%#$&%*%
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji
- Izi
Może następnym razem Krukoni skopią im tyłki
UsuńDlaczego? No hej, spórz na Maureen, ona jest dobrą Ślizgonką
Och! Ty masz w sobie tyle nadziei! Zobaczysz, że masz trochę racji
Hahahaha! Niezłe zważywszy na to, że koleś ma ostatnio problemy z jedzeniem
Może być tylko, że ja jadę do takiej małeh wiochy, że tam raczej nic się nie dzieje. A tak wgl to gdzie mieszkasz? Ja pod Poznaniem
Dzięki i weny dla ciebid bo ja ostatnio mam jej całe morze!
~ Cameleon
Krukoni do boju! Chociaż, wy też gryfoni pokażcie co potraficie! No cóż, kiedyś miałam fazę na Gyffindor. I jak widać coś mi z tego zostało...
UsuńJa mówiłam o tych złych ślizgonach z fazą na czystą krew...
Ja wierze, że ludzie mają w sobie dobro. Jednak mimo to głównie jestem otaczana przez wredna żmije.
Anoreksja czy bulimia? A może nadwaga? :D
To trochę daleko... Nie ma to jak mieszkać w Suwałkach i mieć wszędzie kawał drogi. Nie no, dobra. Do Rosji i Litwy mam blisko. Ale mi pocieszenie...
Lubię małe wiochy. Jest cicho, spokojnie, nie ma tych tirów. Ptaszki śpiewają, wietrzyk wieje...
Też mam weny. Lepiej życz mi wygranej z lenistwem. Mój największy wróg!
Pozdrawiam
- Izi
Powodzenia kochana! Wytrwaj w wenie! (fajne blogowe pozdrowienie ;) gdy ja będę się kompać i opalać.
UsuńJak wrócę chcę widzieć u Ciebie nowy rozdział leniu!
Powodzonka
~ Cameleon
Nowy rozdział spróbuję przepisać jeszcze przed twoim wyjazdem. Może się wyrobię...
UsuńZastanawia się czy da się opalać w deszczu... Przydałoby się...
Może i mi się uda
Pozdrawiam
- Izi
Super rozdział ^^
OdpowiedzUsuńYghh... nie zniosę tego, że Gryfoni cały czas wygrywają... a gdzie inne domy ? :'/
Zauważyłam tylko jeden błąd - z zaklęciem, otóż jest ono całkowicie niewerbalne i nie da się go wypowiedzieć na głos, ale to już mniejsza.
Raiden podporządkowany i potulny ? Coś mi tu nie gra...
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji (drugi raz xD)
No właśnie! Ale było mi to potrzebne
UsuńOch! Wtopa! Ja j moja wszechwiedza. Ale dzięki. Pomogłaś
Masz dobry instynkt!
Dzięki i nawzajem
~ Cameleon