środa, 9 września 2015

Rok Black Cat

 Z dedykacją dla Shadowhunters Forever. Bardzo uszczęśliwiły mnie Twoje pierwsze komentarze. Gdzie jesteś teraz? Już nie czytasz? W każdym razie ten rozdział jest dla Ciebie!
 Jesteś moim ósmym czytelnikiem z tych komentujących. Poza tym jest sześciu, którzy siedzą cicho jak pufki pigmejskie pod miotłą, pięciu, którzy wpadli tu na chwilę, a trzech uważa mnie za kretynkę (mają rację). Mam nadzieję, że wszyscy z chęcią zostaniecie ze Skazaną do końca. Mimo przedłużenia historii nie zostało mi za wiele czasu. Więc cieszcie się razem ze mną z tych ostatnich wpisów.
 Wystrzeliłam w niebo czerwone iskry. Po paru minutach przybyli chłopcy. Chevy deportował się po mamę. Gdy zobaczyła zmasakrowane ciało upadła na kolana i zaczęła szlochać.
 Mary miała cięte rany na rękach. Cały dół spódniczki był we krwi. Nie miała kurtki, skóra stała się sina i fioletowa, a także granatowa na miejscach gdzie widniały siniaki. Włosy poplątane w nieładzie, bluzka podarta. Wszystko przyprawiało o mdłości. Mogłam jedynie osunąć się po pniu drzewa i siedzieć tak z zasłoniętymi dłonią ustami.
 Nie zasłużyła na to. Była trochę przemądrzała, ale nie w wredny sposób. Kochała się uczyć. Powinna skończyć Hogwart, w tym roku miał OWUTEM'y. Jednak nie dane było jej ich zdawać. Nigdy nie spełni swojego marzenia o zostaniu nauczycielką Historii Magii.
 Chevy wysłał siecią Fiuu zawiadomienie do Aurorów. Nie mogłam na to patrzeć. Razem z resztą wróciłam do domu. Mama została.
 Potem przybyli Aurorzy. No i zgadnijcie kto to był? Oczywiście Shawn - Auror Azjata z warkoczem. Chyba jestem na niego skazana.
 Więc Yew przybył na miejsce zdarzenia. Zabezpieczył je taśmami Aurorskimi i razem z kolesiem z obtatuowaną głową rozpoczęli śledztwo. Mama już wyznaczyła datę pogrzebu. Miał się odbyć za dwa dni.
 W sobotę zebraliśmy się na podwórku za domem. Zaproszono parę ciotek i wujków oraz ojca Mary - mugola. Niestety nie wychowywał on swojej córki ponieważ nie miał pojęcia o żadnych magicznych sprawach. Zobaczę go po raz pierwszy od dwunastu lat. Nie pamiętałam nawet jak on ma na imię.
 Zebraliśmy się nad ciałem Krukonki. Mama wygłosiła mowę, potem przyszła pora na mojego wujka. Jednak do mikrofonu podszedł ... Tuck hipis, właściciel Boquet!?
- Pokój z wami. Tak jestem ojcem Marylin. Wiedziałem o tym od początku, jednak oddałem córkę szwagierce do wychowania. Możecie się dziwić, ale spotykałem się z nią każdego lata. Pomimo rzadkich odwiedzin kochałem ją. Niestety nigdy nie było mi dane zamieszkać czy opiekować się nią. Bardzo tego żałuję, bo już nigdy nie będę miał okazji. Zapamiętam ją jednak jako żądną wiedzy młodą kobietkę, bardzo podobną do swojej matki. Niech spoczywa w pokoju.
 Zszedł z podium. Zatkało mnie. Przez te wszystkie lata Mary nie powiedziała nam nic o swoim ojcu, a ja z Marvenem przecież u niego pracowaliśmy przez ostatnie dwa lata.
 Wszyscy uczciliśmy minutą ciszy tą stratę. Potem mama i Tuck oddali ciało dziewczyny by zrobiono sekcję zwłok. Nadal nie wiedzieliśmy co było powodem śmierci jednak padły już podejrzenia.
 Następnego dnia musieliśmy się stawić w studiu Wizard Media Records na podpisanie kontraktu. Pojawiliśmy się siedzibie o ustalonej godzinie. Chevy, Holon i ja. Po chwili pojawiła się Sasha, a po niej David. Weszliśmy po schodach na szóste piętro. Stresowałam się. Dłonie miałam spocone, przygryzałam wargi. Najważniejszy moment w moim życiu. Dobrze, że mamy Chevy'ego bo inaczej wszystko byśmy pewnie zepsuli. Podeszliśmy do dużych wrót. Ruda zapukała do drzwi. Usłyszeliśmy przygłuszone "Proszę". Otworzyliśmy wrota ku przeznaczeniu.
 W środku siedziało dwóch mężczyzn za biurkiem. Jeden z nich był łysy, ale wynagradzały mu to włosy na rękach odsłonięte poprzez podwinięte rękawy koszuli. Miał okulary i nie zbyt mocny zarost oraz szelki. Drugi facet nosił garnitur oraz gęstą blond brodę. Oboje wstali gdy weszliśmy.
- No proszę! Największe młode gwiazdy tej wytwórni. - łysy potaknął głową.
- Witajcie. Jestem Hiall Noran, a to Touis Lomlinson.
- Dzień dobry. Chevy River - Menadżer Black Cat.
- A więc to muszą  być Holly, Sara, Muriel i Daniel.
- Właściwie to Holon, Sasha, Maureen i David.
- Tak powiedziałem. - upierał się Lomlinson.
- Usiądźcie. - Noran wskazał białe skórzane kanapy.
 Dyskusje trwały trzy godziny. Ustalanie ostatecznej wersji kontraktu i innych tego typu rzeczy, podczas których Touis ciągle mylił nasze imiona. Dobrze, że Chevy znał się na swojej robocie. Holon też czasem coś wtrącała. W końcu złożyliśmy podpisy na pergaminie. Wszystko zostało ustalone. Płyta wyjdzie trzynastego stycznia, a nagrania rozpoczną się pierwszego dnia ferii. Podczas gdy my wrócimy do szkoły nasz menadżer pomoże w ustaleniu kampanii reklamowej promującej naszą płytę. Nazwaliśmy ją "The Luck of Black".
 Sylwestra w tym organizowaliśmy u nas. Od rana trwało kupowanie szampana i wybieranie ubrań. O dziesiątej przyszli wszyscy goście: Sasha, Miles, Lotty, Brandon, Katy (dziewczyna Marvena) jeszcze paru znajomych, a nawet Raiden! Niestety Jonathan odmówił. O północy wystrzeliliśmy mugolskie fajerwerki. Rozpoczęliśmy rok 2010 klasykiem - The Final Cuntdown.
- Wznoszę toast za Black Cat! Ten rok będzie należał do Was! - Marv wzniósł kieliszek parę minut po północy. Wypił i poszedł tańczyć z Katy do "Celebration" Madonny.
- Nieźle wyszło. - powiedział stojący obok mnie Raiden zajadając chipsy.
- Najbardziej mnie dziwi, że ludzie ze Slytherinu akceptują Katy i mugolskie rzeczy, których używamy.
- Świat się zmienia. Teraz czarodzieje potrzebują mugolskich wynalazków ponieważ nie mogą zaprzeczyć, że ułatwiają one życie.
- Ale do telefonów raczej się nie przyzwyczają. - stwierdziłam żartobliwie. Wtedy zaczęła się moja ulubiona piosenka "Bulletproof". - Raiden chodź potańczyć!
- O nie. Idź sama.
- Proooszę! To moja ulubiona piosenka. - zrobiłam minę á la Kot ze Shrek'a.
- No dobra!
 Zaciągnęłam go na parkiet. I już nie zeszliśmy. Miles puścił jeszcze "Down" oraz "Evacute the Dancefloor". W sumie poleciały same największe hity ubiegłego roku. Tańczyli prawie wszyscy poza paroma chłopakami, którzy właśnie dla jaj wciągali proszek Fiuu. Chyba za dużo wypili. My wyginaliśmy się do upadłego. W końcu przed trzecią godziną wzięliśmy nasze drinki i usiedliśmy na łóżku u mnie w pokoju. Żartowaliśmy upojeni szampanem. Nagle Raiden spoważniał. Spojrzał mi w oczy. Usiadłam po turecku przed nim. Przysunął się.
- Jestem strasznie nachlany. Ale mawiają, że po alkoholu mówi się prawdę. A ja ci powiem, że cię kocham. Do diabła, kocham! Wiesz, że to co jest między nami to nie zwykła przyjaźń więc przestań udawać. Powiedz prawdę. Powiedz, że mnie kochasz. - przysunął się bliżej. Przysunął się tak blisko, że widziałam wzór ze smokiem wyryty na jego kolczyku w brwi.
 Nagle drzwi, które do tej pory były przymknięte, zatrzasnęły się z hukiem. Zerwałam się z łóżka, wybiegłam na podest. Na schodach znikała sylwetka Jonathana. Puściłam się za nim biegiem. Zbiegłam po schodach wołając jego imię. Zatrzymał się w drzwiach. Biegłam dalej, ale wywróciłam się o kupkę butów pozostawionych przed schodami. Wstałam jak gdyby nigdy nic.
- Co widzia ... widziałeś? - zapytałam robiąc przerwę na oddech.
- Co widziałem!? Nie bądź bezczelna. Widziałem jak migdalisz się z Wood'em!
- Rozmawiałam z nim tylko.
- Jeśli rozmową nazywasz szeptanie sobie słodkich słówek to nie pasuje określenie "tylko".
- To on do mnie mówił. Jest upity.
- Ty też! Nie panujecie nad sobą. Wiesz do czego mogło dojść. Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialna.
- Co!? Pierwsze słyszę, że muszę się zachowywać jak Amisz żeby spełnić twoje wymogi. Co się z tobą stało? Przecież może być tak jak kiedyś, ale teraz nie ma David'a i możemy być razem.
- Teraz jest Raiden. A ja nie zamierzam ci przeszkadzać. Przyszedłem tylko po panienkę River. A teraz miłej nocy. - zakończył zajadle zamykając drzwi. Wybiegłam za nim na zewnątrz. Stał na dworze z Holon i Chevy'm trzymając świstoklik. Zawołałam go. Nie usłyszał mnie lub nie chciał usłyszeć. Deportowali się.
 Padał deszcz. Śnieg zamieniał się w błoto, na ulicy ludzie wracali z imprez brodząc w brązowej brei. A ja stałam na ganku. Nie mieliśmy daszku więc krople spadały wprost na mnie. Stałam tak zastanawiając się czy kiedykolwiek go odzyskam. Przemakałam do suchej nitki. Mój błyszczący cień do powiek spływał po policzkach razem ze łzami. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Nie zdążyłam zobaczyć kto to był, bo natychmiast się zamknęły. Po chwili przyszła Sasha.
- Maureen zdajesz sobie sprawę z tego, że mokniesz? - Potaknęłam jej w odpowiedzi. - W takim razie wracaj bo ja nie zamierzam po ciebie iść w tą ulewę.
 Weszłam potulnie do domu. W salonie Marven żegnał gości przed kominkiem podając każdemu trochę proszku Fiuu. Po podłodze walały się serpentyny i balony, a w salonie ktoś rozlał colę. Wyjęłam różdżkę.
- Chuchnij. - powiedziała Meadlow zanim zdążyłam otworzyć usta. Spełniłam jej polecenie niechętnie. - Tak jak myślałam. Nadal od ciebie czuć. - zabrała mi różdżkę. - Pójdę po ręcznik. - rzekła widząc kałużę powstającą pod moimi nogami.
 Gdy moja przyjaciółka wróciła z ręcznikiem poszłam się wykąpać. Ciepły strumień pomógł mi zmyć brud, ale nie zmył poczucia beznadziejności. Ubrałam się w piżamę. Mimo, że byłam już bardzo zmęczona pomogłam bratu sprzątać. Bliźniaczki już od jakiegoś czasu spały grzecznie u siebie w pokojach, a Marylin już nie było by nam pomóc, albo wyzywać, że wszystko robimy źle. Dzięki czarom udało nam się uporać pół godziny przed piątą.
 Obudziłam się o pierwszej po południu. Przecierałam oczy. Nie mogłam uwierzyć w to co mi się śniło. Ponieważ coś mi się śniło.
 Jechałam na koniu po błoniach Hogwartu. W pewnym momencie biały rumak stał się różowy, wyrósł mu róg, a zamiast ogona miał tęczę. Leciałam nad Zakazanym Lasem, w którym zamiast drzew rosły duże, kolorowe, kwiatki. Zleciałam niżej. Wylądowałam na polanie. Na trawie stała Marylin. Uśmiechała się i machała mi na powitanie. Zeszłam z konia, który nagle okazał się kotem. Podchodziłam do niej, na jej białej koszuli wykwitła plama krwi. Krzyknęłam. Dziewczyna osunęła się na ziemię, a za nią stała jakaś ciemna postać. Nie zobaczyłam jej twarzy gdyż się obudziłam.
 Sam sen trochę mnie zaskoczył. Ale najbardziej zszokował mnie brak mojego snu. Poczułam się tak jakby nagle skończył mi się lizaczek choć widziałam, że nadal jest. Poza tym czegoś mi brakowało. Jakby jakiegoś organu. Po chwili zorientowałam się o co chodziło, co to oznaczało. O więź z Raidenem. To musiało mieć coś wspólnego. Czułam to.
 Postanowiłam na razie zostawić to wszystko w łóżku, a sama zeszłam na dół. Przy stole w kuchni siedziała mama. Wróciła z domu Tuck'a i Meghan Johnson u których była na Sylwestra. Miała w ręku jakiś papier.
- Hej mamuś. - ucałowałam ją na przywitanie.
- Cześć Maureen. Jak udała się impreza?
- Świetnie. - trochę skłamałam. - Co tam masz? - zapytałam by zmienić temat.
- Wyniki sekcji zwłok .... Gwałt.

*****
Ps.
Mam małą prośbę do Izi Bells. Jesteś prawdziwą artystką i podziwiam wszystkie Twoje prace. Niestety nie możesz zaprojektować mi okładki do "Różowych Włosów", ale byłabym bardzo wdzięczna za zaprojektowanie okładki pierwszego albumu Black Cat, jeśli nie byłby to dla Ciebie problem :) Możesz posłużyć się własną wyobraźnią, jedynym moim warunkiem jest postać kota, która musi się na niej pojawić.

6 komentarzy:

  1. Heejka!
    Wiesz, że to z okładką do RW to był tylko żart? Ale na płytę mogę zrobić.
    Czemu to już nie jest dla mnie zaskoczeniem? To tylko kolejna nieprzewidywalna rzecz. Czego się dziwić?
    Ciekawe jak będzie wyglądała praca z Dawidem... Mam nadzieję, że pokłucą się, on odejdzie i w najmniej przewidywalnym momencie pojawi się ktoś kto może go zastąpić.
    Nachlany Raiden... XD
    Wspóczuję Reen. A już prawie się układało!
    Pozdrawiam
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem, że to był żart spokojnie ;)
      Haha! Och tak.
      Dobrze kombinujesz Izi
      On tak lubi i Wy go takiego lubicie :)
      Niestety trafiła na mnie i nie ma łatwego życia ;)
      Również serdecznie pozdrawiam
      ~ Cam

      Usuń
  2. Czy tylko mi wydaje się, że zmieniłaś jedynie kolejność w nazwiskach tych gościów z wytwórni a tak naprawdę to są chłopaki z zespołu One Direction? Ciekawe, kto był tak bezczelny, arogancki, nienormalny itd., żeby zrobić coś takiego niewinnej uczennicy, jaką była Marylin? No chyba, że nie była taka niewinna... O tym co się naprawdę się z nią stało domyśliłam się, kiedy opisywałaś widok jej ciała... Miałam nadzieję, ze jakimś cudem wskrzesisz ją Kamieniem, szkoda, że nie. A ten sen? Czy to oznacza, że Maureen będzie następna? Oby nie. Życzę dalszej weny!
    Cometa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłam im pierwsze litery. Best song ever XD
      Ktoś był ;) Zadbałam o realzim. Niestety nie da się jej Kamieniem od tak wskrzesić.
      Haha!
      Dzięki już mam następny wpis
      ~ Cam

      Usuń
  3. Biedna Marilyn, a ten sen jest tak chory, że masakra...
    Ale dalej będę się wykłócać, że Ślizgoni nie imprezy ją w ten sposób!!!!!!!! Nie, nie i jeszcze raz NIE!!!
    Przejdźmy dalej chociaż ten sen Maureen wraz z całą swoją chorością wciąż wyssysa mi szare komórki, więc zacznę czytaç podręcznik od historii, żeby na powrót znormalnieć, ale wracając do rozdziału to te imiona z gości z wytwórni świetne ;)
    Do napisania
    ~MrocznaKosiarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc jednak jesteś!
      Tak wiem =D
      Jak chcesz, moi Ślizgoni są zabawowi
      Podręcznik do historii!? Aż tak przesadziłam?
      A te imiona wiem, że wyszły ;)
      Raczej do zobaczenia ;)
      ~ Cam

      Usuń

Widzicie to pole? Tak , to dlaczego nie ma jeszcze komentarzy!?
Piszcie swoje opinie , domysły i sugestie. Komentarze to dla mnie najważniejszy znak - znak ,że czytacie. Więc krytykujcie ile się da! =D

Mei z
KS