czwartek, 29 stycznia 2015

Przydział


 Siedziałam w pociągu i przysłuchiwałam się rozmowie chłopaków. Ich rozmowy kręciły się głównie wokół quiditcha , znajomych i nauczycieli. Z tych trzech tematów rozumiałam tylko pierwszy.
- Podobno Gilian Drow też będzie startować do eliminacji drużyny quititcha w tym roku.
- Serio? W takim razie niech Roverry uważa.
- W tym roku juz nie będzie Owensa więc ktoś musi go zastąpić jako obrońcę.
- Nie tylko on odchodzi. Professor Tavern również. Słyszałem ,że w tym roku Obrony Przed Czarną Magią będzie uczyć Professor Kamile Starrix.
- Nie gadaj! - Marven przybił piątkę z Tabbem.

 Wpadłam na pomysł i zaczęłam notować to o czym mówią. Po pół godziny miałam już ponad połowę nauczycieli i kilkunastu uczniów. Uważnie przyglądałam się ich gestom i reakcjom by ocenić kto jest wedłóg nich fajny ,a kto nie za bardzo.
- Podobno Yvonne ma młodszą siosrę w wieku Maureen. Lepiej na nią uważaj. Pewnie też będzie taką divą jak starsza Meadlow. - zwrócił się do mnie Tabb.
- Spoko młoda jakby coś się działo to zawsze możesz do mnie przyjść. - powiedział Marven przytulając mnie do siebie i czochrając po głowie.
- Rany , nie miałem pojęcia ,że tak łatwo dogadujesz się z tymi twoimi babami. - stwierdził chłopak.
- Tylko z tą jedną. Przecież wiecie jaka jest Marilyn. A bliźniaczki tylko się pod stopami kręcą.
 Cały czas gadali jak który spędził wakacje i tym podobne. Jednak przez cały ten czas Raiden nie powiedział ani słowa. Siedział naprzeciw Marvena pod oknem i patrzył przez okno. Zamyślenie na jego twarzy pozostawało niewzruszone. Jego włosy delikatnie spadały mu na policzek. Jego zielone oczy były przygaszone i wydawało się ,że uleciało z nich życie.
 Natomiast dziewczyna z niebieskimi włosami wyszła na chwilę by kupić sobie słodycze z wózka. Wróciła z zawiniętą cukrową glizdą. Ruszała się jak prawdziwa i miała pewnie ze dwa metry. Dziewczyna podgryzała dżdżownicę. Spojrzała na mnie.
- Chcesz kawałek? - zapytała.
- Nie dziękuję.- odparłam grzecznie.
- Chiara Hailey. - podała mi rękę.
- Maureen Moisson. - uścisnęłam ją niepewnie.
- Też dopiero zaczynasz?
- Tak. - nie bardzo chciałam ciągnąć tą rozmowę ,ale widać było ,że Chiara wręcz przeciwnie.
- Fajnie! Może będziemy chodzić razem na zajęcia. Do jakiego domu trafisz? Ja pewnie do Huffelpuffu. - chłopcy przestali rozmawiać. -Moja mama była w Slytherinie ,ale ja nie jestem do niej ani trochę podobna. Moja siostra jest jej młodszą kopią ,ale i tak trafiła do Ravenclaw. To zaskoczyło nas wszystkich. Mama o mało jej nie wydziedziczyła ,ale co prawda Ravenclaw to nie Gryffindor. - Tabb , Marven i Brandon patrzyli na nią jak na wariatkę. - W końcu jednak nauczyła się być z niej dumna. Ale ja to co innego. Huffelpuff jest gorszy nawet od Gryffindoru. Chociaż może jednak są na równi. Moja koleżanka Vivian przyszła wcześniej i ma miejsce ,a ja musiałam się dopchać ,aż tutaj. - spojrzała na chłopaków dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego ,że się na nią gapią. Zamknęła budzię i zaczęła dalej jeść dżdżownicę.
 W przedziale nastała cisza. Już wkrótce usłyszelismy komunikat. Hogwart za pięć minut. Chłopcy ubrali szaty i przygotowali kufry.
 Wysiedzliśmy na stacji.
- Powodzenia młoda. Ja z chłopakami jedziemy powozem ty płyniesz łodzią. Widzimy się w Wielkiej Sali! - krzyknął Marven na pożegnanie. Ja ruszyłam z resztą pierwszorocznych do łodzi na jeziorze. Przepłynęliśmy w ciemnościach przez wodę uzbrojeni tylko w lampy przy łódkach ,a nszym oczom ukazał się Hogwart. Marven mówił mi ,że zamek jest wielki. Ale nie wiedziałam ,że aż tak! On był ogrommy! Grube mury zamku wydawały się nieskończenie ciągnąć ,a wierze wystrzeliwać w powietrze. Wszystkiego było dużo ,ale jeszcze czekał mnie środek zamku.
 Przy wejściu powitał nas bardzo mały czarodziej w okularach. Wytłumaczył nam na czym polega ceremonia przydziału i zaprowadził do Wielkiej Sali. Przeżyłam pozytywny szok. Miliony świec wiszących w powietrzu i cztery długie stoły pełne uczniów. Spojrzałam na stół Krukonów i wypatrzyłam Marvena. Siedział pomiędzy Brandonem ,a Tabbem. Brat też mnie zauważył i pomachał. Nie odmachałam. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi i przysłoniłam twarz włosami.
 Razem z resztą pierwszorocznych szłam w stronę stołu prostopadłego do pozostałych. Siedzieli przy nim nauczyciele ,a po środku dumna kobieta w okularach - zapewne dyrektorka. Przed ich stołem stał stołeczek do siedzenia ,a na nim stara tiara. Czy to jest słynna Tiara Przydziału? Wyglądała bardzie jak stra szmata którą ktos źle zszył. Podeszliśmy i czekaliśmy aż nas wywołają. Po jakimś czasie usłyszałam :
- Chiara Hailey!
 Przypomniałam sobie ,że to dziewczyna z którą siedziałam w przedziale. Ale o dziwo do stołka nie podeszła niebiesko - włosa Chiara. Jej włosy były blond! Usiadła ,a nauczyciel położył Tiarę na jej głowie. To była ona! Ale jej włosy nadal były blond gdy ...
- GRYFFINDOR! - wydano werdykt ,a włosy dziewczyny natychmiast stały się czerwone. No tak! Ona musi być metamorfomagiem.
 Stałam i czekałam aż mnie wywołaja zastanawiając się nad Chiarą. Mówiła ,że rodzice o mało nie wydziedziczyli jej siostry - "ale co prawda Ravenclaw , to nie Gryffindor".
- Maureen Moisson.
 Ocknęłam się i podeszłam do stołka. Usiadłam ,a Mały Czarodziej położył na mojej głowie Tiarę Przydziału. Jej średica była tak wielka ,że ledwo cokolwiek widziałam spod jej materiału.
- Och , doprawdy trudny wybór! - usłyszałam głos. - Huffelpuff? ... Nie. Niestety posiadasz tylko kilka chech które faworyzowała Helga Huffelpuff ... Gryffindor? ... Również nie. - Tiara kontemplowała nad moją głową. Stresowałam się okrutnie. Wszyscy w Hogwarcie na mnie patrzyli. Wszystkie oczy wlepione we mnie , przypominały mi Śmierciożerców na polu. Patrzyli na mnie. Ledwie słyszałam gdzieś po prawej głos Małego Czarodzieja :
- To już ponad pięć minut ... - mamrotał. - Ta dziewczyna jest ...
 Nie słyszałam co powiedział dale. Krew pulsowała mi w skroni. Ręce mi się spociły od zaciskania ich na krawędzi stołka. To podkurczałam to rozkurczałam palce u stóp. Przebierałam nogami nerwowo. Dlaczego to tyle trwa? Już myślałam ,że nigdy nie zejdę z tego stołka kiedy ...
- SLYTHERIN ! - wykrzyknęła Tiara.
 Moje serce zamarło. Puls ustał. Mały Czarodziej zdjął mi z głowy Tiarę ,a ja zwlokłam się z siedziska. Nie ... to przecież nie możliwe. Powłócząc nogami doczołgałam się do stołu Ślizgonów. Całkiem zdezorientowana siedziałam i wpatrując się w obrus po woli dochodziło do mnie to co się stało.
 Zostałam przydzielona do Slytherinu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Widzicie to pole? Tak , to dlaczego nie ma jeszcze komentarzy!?
Piszcie swoje opinie , domysły i sugestie. Komentarze to dla mnie najważniejszy znak - znak ,że czytacie. Więc krytykujcie ile się da! =D

Mei z
KS