Menu
▼
sobota, 28 lutego 2015
Nawiedzony zamek
Błądziłam po korytarzach. Nie widziałam na nich ani jednej żywej osoby. Lecz jedną martwą.
Gdy przechodziłam przez jeden z wielu korytarzy usłyszałam jak ktoś nuci melodię.
Szybko ruszyłam w tamtym kierunku. Po chwili ujrzałam pół - przezroczystą kobietę w długiej sukni , siedzącą na parapecie. Jej faliste włosy opadały kaskadami na ramiona. Nucona przez nią pieśń przebrzmiewała smutkiem , rozpaczą , i melancholią. Nagle przerwała.
- Wiem ,że tu jesteś. - powiedziała do mnie nadal nie odwracając twarzy od okna.
- Przepraszam jeśli ci przeszkadzam. - powiedziałam zawstydzona. - Ale zgubiłam się.
- Co ja mogę na to poradzić? Zostaw mnie.
- Ty pewnie znasz ten zamek. Mogłabyś mi pomóc.
- Możliwe. Ale twój problem to nie mój problem.
- Proszę. Wyglądasz na samotną i smutną ...
- Samotna!? To znaczy ,że uważasz ,że nie mam do roboty nic innego jak pomaganie zagubionym pierwszo - roczniakom? Czy ja wyglądam jak przewodnik!? - wykrzyknęła wstając.
Włosy zaczęły jej falować. Cofnęłam się.
- Myślisz ,że możesz tu po prostu przyjść , zażądać pomocy i bezkarnie mnie obrażać!?
- Uspokój się Heleno! - usłyszałam.
- Odsuń się Sir Nicholasie.
Przed kobietą duchem stanął duch mężczyzny. Był to średniowieczny facet z kręconymi włosami , ubrany w pantalony.
- Ta dziewczyna na pewno nie chciała cię obrazić. Nie chciałaś , prawda? - spojrzał na mnie.
- Nie , nigdy. - odparłam szybko.
- No widzisz Heleno. Nikt tutaj nie jest do ciebie wrogo nastawiony. A teraz się wycofamy.
Zaczęliśmy się po woli cofać za zaułek.
- Uf! Mało brakowało. Sir Nicholas de Mimsy-Porpington. - przedstawił się duch gdy już znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od tej Heleny.
- Maureen Moisson.
- Zgubiłaś się , czyż nie?
- Tak , Sir.
- To gdzie cię zaprowadzić młoda damo?
- Czy wie pan , Sir gdziegdzie odbywa się impreza po meczu? To jest pomieszczenie ze sceną.
- Ach tak. Kojarzę to miejsce. Ale obawiam się, że impreza na którą się wybierałaś , już się skończyła.
- Jak to , Sir?
- Za 20 minut rozpocznie się cisza nocna.
- Och nie!
- Spokojnie młoda damo. Pomogę ci trafić do Dormitorium Gryffingoru.
- Gryffindoru? Ale , ja jestem ze Slytherinu.
- Slytherinu. Na brodę Merlina ... A ja broniłem cię przed Heleną!
- Sie , to nie tak. Ja na prawdę się zgubiłam. Błądzę już tak od półtorej godziny. Proszę.
- No dobrze. Odprowadzę cię do Wielkiej Sali.
Nic więcej nie mówiąc pobiegł przed siebie (jeśli ktoś kto nie dotyka stopami podłogi może biec). Ja szybko ruszyłam za nim. Sir Nicholas lewitował po korytarzach z wielką pewnością siebie. Wierzyłam ,że wie gdzie idzie. Po szaleńczym biegu po zamku , w końcu dotarliśmy przed drzwi Wielkiej Sali.
- Bardzo dziękuję Sir. - podziękowałam i pobiegłam dalej.
Gdy tylko minęłam zakręt prawie wpadłam na Małego Czarodzodzieja. Podczas nauki w Hogwarcie zdążyłam się dowiedzieć ,że nazywa się on Filius Flitwick i uczy zaklęć.
- Co to ma być , panno Moisson!? Dlaczego jeszcze nie jesteś w dormitorium? Jest już po ciszy nocnej.
- Ja zabłądziłam. Ledwo co ...
- Nie chcę słuchać twoich wymówek , panno Moisson. Minus 20 punktów dla Slytherinu. I do łóżka , natychmiast!
- Tak jest panie profesorze.
Jak najszybciej zbiegłam do lochów. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Szybko się wykąpałam i poszłam spać.
Przyśnił mi się ten sam sen co zwykle. Przypomniało mi to o Raidenie. Gdy patrzyłam na Gannerta widziałam w nim podobieństwo do jego syna. Nie mogłam uwierzyć ,że był przyjacielem mojego brata. Zastanawiałam się kim jest jego matka.
- Maureen! Wstawaj!
- Zella daj mi spokój. - mruknęłam zaspana.
- Jest 7:40 , za 20 minut zaczynają się lekcje!
- O nie! - poderwałam się.
W biegu się ubrałam i jak najszybciej spakowałam. Sprintem pobiegłam do klasy. Zdążyłam ledwo przed dzwonkiem na lekcję zaklęć. Flitwick popatrzył na mnie krytycznie. Ale miałam to gdzieś. Przez całą lekcję byłam roztargniona i non stop pouczana przez małego nauczyciela. Gdy w końcu zadzwonił dzwonek mogłam się odprężyć i zjeść w spokoju śniadanie. Po spałaszowaniu drożdżówki i bułki z dżemem dyniowym Holon wreszcie mogła ze mną porozmawiać.
- Gdzie ty byłaś całą noc?
- Zgubiłam się. Nie mogłam trafić do sowiarni.
- Chciałam za tobą pobiec , ale nie zdążyłam. Wiedziałam ,że to był zły pomysł.
- Ja też do tego doszłam. Ale w końcu dotarłam do sowiarni. Tylko nie wiedziałam jak wrócić. Po drodze zachaczyłam duchy imieniem Helena i Sir Nicholas.
- Duchy Ravenclaw i Gryffindoru.
- I w końcu ten Sir Nicholas pomógł mi dostać się do Wielkiej Sali. Zaraz za rogiem wpadłam na Flitwicka.
- To dlatego tak teraz na ciebie dziwnie patrzył.
- Odjął mi 20 punktów za wałęsanie się po zamku po ciszy nocnej.
- Przecież się zgubiłaś.
- Jego nie obchodzą moje wymówki.
- Nauczyciele. - westchnęłyśmy jednocześnie.
<< 3 lata , 10 miesięcy później >>
- Mamo , wychodzimy! - krzyknął Marven w głąb domu. Wyszliśmy ,a Marv zamknął drzwi prosto przed nosem Zelli.
Szliśmy powoli polną dróżką w stronę miasta. Ja i Marven w identycznych uniformach - kto by się tego spodziewał!
- Ja idę. Cześć , powodzenia! - krzyknęła Marilyn przechodząc przez pasy. Zniknęła w księgarni.
Ja i Marven szliśmy głębiej w miasto.W końcu dotarliśmy do sklepu muzycznego "Boquet". Okrążyliśmy budynek i weszliśmy drzwiami dla pracowników. Nasz szef - mugol Tuck - już czekał na nas na zapleczu.
- Witaj młodzieży. Pokój z wami! - powitał nas dotykając wisiorka z pacyfką zawieszonego na szyi.
Tuck jest hipisem po czterdziestce. Nad sklepem mieści się jego mieszkanie , które zajmuje razem z żoną Meghan i córką Claudią. Pani Johnson jest bardzo miłą mugolką. Pracuje w sklepie tal jak my i Katy. Katy jest miłą i pozytywną siedemnastoletnią dziewczyną. Nosi duże niebieskie okulary i (zawsze) błyszczące niebieskie martensy. Jest wielką fanką komiksów.
- Jestem panie Johnson! - właśnie wbiegła do sklepu ściągając po drodze bluzę w komiksy.
- Pokój z tobą , Katy. - odpowiedział jej Tuck. - Wszyscy są , więc możemy otwierać.
Meghan podchodzi do drzwi i czyni honory - odwraca tabliczkę z "zamknięte" na "otwarte". Katy staje przy kasie ukradkiem czytając trzecią część "Zielonej Latarni". Marven siada na jednym z siedzeń przy perkusji. Tuck zniknął na zapleczu. Pani Johnson poprawia taśmę klejącą przy jednym z plakatów. Ja staję przy części z rockiem i przeglądam winyle Guns n' Roses.
Po dłuższej chwili rozlega się dzwonek przy drzwiach i do sklepu wchodzi klient. O mało nie upuszczam "Apetit for Destruction" gdy widzę kto przyszedł. To nie możliwe. To jest ...
Przeskok!!!!!!
OdpowiedzUsuńPomysł z hipisowskim gościem - świetny!!!!!