Zacznę od ankiety. Widzę, że liczba głosujących rośnie. Kim jesteście? Może się przedstawicie? Chciałabym poznać Wasze imiona i opinie, jestem ich bardzo ciekawa :)
Zajrzyjcie też do spisu postaci. Ostatnio dodałam tam nasze kochane Blondynki. Wszystkie 3 ;)
No to teraz wpis. Przyznam bez bicia, że na początku miałam wypracowany dodatkowy wątek z osobą która miała być na portrecie. Ale jak usłyszałam teorię Hubcia ... Prawie spadłam z łóżka! On jest geniuszem! Zwierzę się Wam, że chciałam aby na portrecie był Severus Snape. Pomyślałam tak: przecież on był dyrektorem Hogwartu, to chyba musi mieć swój portret. Ale co by było gdyby Hermiona nie mogła go znieść i podczas siódmego roku nauki zabrała jego portret i ukryła w sowiarni? Ale teoria Hubcia rozwiązuje jeszcze więcej zakamarków przeszłości (poza tym chłopak czuje się niedoceniony, a jego teoria jest genialnie przemyślana).
Więc dziękuję Ci Hubciu. To dla Ciebie! (Choć ostatnio ociągałeś się z wpisami). Dzięki Tobie na portrecie widnieje podobizna ...
... mojego ojca.
Zamarłam. Z odrętwieniem wpatrywałam się w każdy szczegół jego młodej twarzy. Chyba zrobiono go gdy kończył szkołę. Z wyglądu nawet przypominał Marvena, ale włosy miał takie jak Aella i Saden. Te charakterystyczne złote przebłyski nadawały złudzenie pasemek ze słońca. Minę miał gniewną, ramiona skrzyżowane na piersi. Ubrany był w strój gracza Quidditcha. Jego oczy były ciemniejsze niż zapamiętałam, twarz bladą. Niesforny lok opadał mu na prawie na oko. Ale moje serce się zatrzymało gdy zauważyłam jakiego domu strój miał na sobie. Nie był taki jak Marvena - niebieski. To był strój taki jak ma Miles i ja - zielony.
Pojedyncza łza popłynęła mi po policzku długą smugą. To nie prawda. On tylko wygląda jak mój tata. To nie on - próbowałam sobie wmówić. Odwróciłam obraz w nadziei że znajdę tam nazwisko i datę. Rzeczywiście tam była. "Revelin Bletchley 1984". Data się zgadza. W 1984 roku mój tata kończył Hogwart. Imię również należało do mojego ojca. Ale dlaczego nazwisko Bletchley?
Nie mogłam wytrzymać. Zaczęłam płakać jak mała dziewczynka. Strumienie łez jak rwąca rzeka toczyły się po mojej twarzy. Mój tata! Mój ukochany tatuś! On nie mógł być w Slytherinie. Przecież walczył ze Śmierciożercami. Był w Zakonie Fenixa. To nie on! To jakiś zwykły Ślizgon który jest podobny do mojego ojca i chodził wtedy do szkoły. Oh jestem żałosna! Kogo ja oszukuję?
Ale jak miałam powiedzieć o tym Marvenowi? Nie potrafiłam się na to zdobyć. To mnie przerastało. Przecież Marven zawsze był tym starszym, bardziej odpowiedzialnym dzieckiem. Nie potrafiłam się zmusić by mu wyznać tą okrutną prawdę. Spojrzałam na obraz. Z rozpaczą wcisnęłam go tam gdzie był. Ukryłam go na dole pomiędzy półką, a ścianą i przykryłam świeżym sianem.
Sprzątałam całą sowiarnię jeszcze raz, kiedy przez okienko wleciała szkolna płomykówka. Usiadła na stołku, stojącym pośrodku pokoju i zaczęła drapać słupek. Podeszłam do niej. Do nogi miała przyczepiony list do nas od mamy. Zwykłe zapytanie jak tam, co tam. Nie była na nas zła za szlaban. Ale zastanawiałam się czy ona wie o tacie. Otarłam nadchodząve łzy. Schowałam szybko list do kieszeni szaty i wróciłam do sprzątania. Gdy skończyłam plecy bolały mnie piekielnie. Odniosłam sprzęt Filcha przed drzwi magazynku i powłócząc nogami zeszłam do lochów. Położyłam się spać obolała.
Gdy znów śnił mi się mój sen przyglądałam się tacie przez tę krótką chwilę. Determinacja w jego oczach nakazywała szacunek. Zawziętość kiedy machał różdżką przypominała rycerze walczącego o honor. A potem tylko ten zielony błysk i wszystko się skończyło. Jeśli już to tata pasował raczej do Gryffindoru. Jego odwaga zawsze była dla mnie drogowskazem i tarczą.
Obudziłam się w środku nocy z cichym krzykiem. Ale zaraz potem wykończona szybko osunęłam się z powrotem w ciemność. Podczas drugiego snu widziałam tylko cienie Mrocznego Znaku.
- Maureen! Ty leniwa ... - obudził mnie krzyk Avalon.
- Drętwota! - przerwała jej moja przyjaciółka rzucając w nią zaklęciem z samego rana.
- Holon ... - skarciłam ją spojrzeniem. Ta tylko się uśmiechnęła niewinnie.
Wstałam i ubrałam szatę w łazience. Gdy malowałam usta przyjrzałam się swoim wargom pociągniętym szminką. Chciałabym sobie zrobić kolczyk. Takie miałam małe marzenie. Jednak jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc je zrealizować był chłopak, z którym nie chciałam mieć niczego do czynienia.
Wyszłam do Pokoju Wspólnego. Czekał już tam na mnie David. Przywitałam go błyszczykiem. Z drugiego końca sali, przy kominku, Raiden popatrzył na mnie jak na niegrzeczną, małą dziewczynkę.
Zignorowałam go i poszłam razem z przyjaciółmi do Wielkiej Sali na śniadanie, a potem na lekcje. Na pierwszej przerwie Holon dyskutowała z Sashą na temat opieki nad magicznymi roślinami stosowanej przez profesora Flitwicka. Kazał nam dzisiaj lewitować doniczkę z kwiatkiem nad głową, a potem sprawić by uroniła jeden liść. Profesor Longbottom nie byłby zadowolony.
Na transmutacji Miles wykazał się nienaganną znajomością wszystkich zaklęć, których uczyliśmy się w zeszłym roku. To prawdziwy as tej dziedziny i pupilek wszystkich jej nauczycieli.
Na przerwie obiadowej szybko odrobiłam lekcje podjadając tylko kawałek pizzy. Musiałam zdążyć przed szlabanem u Ficha (i Pani Norris, bo kotka ostatnio węszyła koło drzwi sowiarni). Tym razem miałam już pomóc bratu w myciu kibli.
A jeśli już mowa o szlabanie to był super. Nie przesadzam. Holon, Sasha, Miles i Brandon przyszli nam pomóc. David musiał zostać u profesora Miles'a Roberts ponieważ mój chłopak nie jest zbyt bystry jeśli chodzi historię magii i pooprawiał ostatni sprawdzian z wojen troli.
Nasi przyjaciela na prawdę bardzo nam pomogli i do tego jeszcze nie było nudno. Śloizgonki prześcigały się w myciu podłogi. Raz, przez przypadek Holon sprawiła, że Miles zarył twarzą o posadzkę. Brandon non stop mnie we wszystkim wyręczał odprowadzany morderczym spojrzeniem mojego starszego brata. Jemu natomiast udało się prawie utopić ścierkę w klozecie. Na szczęście Jęcząca Marta właśnie przyleciała go wkurzyć w przy okazji wyłowiła ścierę z kibla. Opryskała przy tym wszystkich wodą, a potem wylała mi na głowę mydło (przynajmniej nie były to sowie bobki). Śmialiśmy się do rozpuku też gdy Brandon oparł się o umywalkę i poślizgnął tak, że dojechał do mojej nogi po przeciwnej stronie pokoju ciągnięty przez zmarłą mugolaczkę. Albo gdy ta mugolaczka dostała drzwiami od mojej siostry, która weszła akurat napoić swojego pufka pigmejskiego Fluorka, wodą z mydłem.
- Czy ty zawsze go tym karmisz? - zapytał Brandon - miłośnik zwierząt.
- Oczywiście! Żebyś tylko widział jak on zajada te małe, różowe mydełka z łazienki dziewczyn w Pokoju Wspólnym. - mówiąc to pogłaskała dumnie różową kulkę na swoich dłoniach.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Brandon chciał pogłaskać Fluorka, ale ten chyba wziął jego palec za mydełko, bo gdy chłopak tylko przysunął rękę futrzak go ugryzł.
Po całym wieczorze śmiechów i chichów, wróciliśmy do dormitoriów. Brandon wykorzystując nieobecność Davida pocałował mnie w rękę.
Śniło mi się coś czego się absolutnie nie spodziewałam.
Oglądałam mecz Quidditcha. Grał Ravenclaw i Slytherin. Obok mnie w części dla widzów Ślizgońskich siedziało parę osób, których nie kojarzyłam. Na miejscu nauczycieli siedział jednak Profesor Dumbledore (którego znam ze starych zdjęć), profesor McGonnagal, Flitwick oraz jakiś facet w czarnej szacie i włosach tak tłustych jakby ktoś polał je tym co zostało w kociołku Vivian Languste po lekcji eliksirów. To chyba był Severus Snape.
Ślizgoni wygrywali ten mecz nieznacznie. Wtedy szukająca Krukonów złapała znicz i jej drużyna wygrała. Wściekli uczniowie domu Salazara zlecieli na boisko. Przyjrzałam im się uważniej. Jeden z nich był moim tatą. Wyglądał tak samo jak na portrecie. Nawet minę miał podobną.
Wtedy zauważyłam, że dwóch zawodników Slytherinu pokazuje sobie na szukającą Ravenclaw. Podeszli do niej i niby przypadkiem jeden ją popchnął, a drugi podstawił jednocześnie nogę. Dziewczyna się przewróciła i wpadła na jakiegoś chłopaka z okularami. Leżeli na sobie na trawie. Ślizgoni zaczęli zanosić się śmiechem gdy dziewczyna próbowała zejść z tego dziwaka. Nie bardzo jej się to udawało. Wtedy zrobiłam krok do tyłu jakbym została spoliczkowana. Ta dziewczyna - szukająca Ravenclaw to moja mama. Bardzo mnie to zaskoczyło. Wiedziałam, że była Krukonką, ale nie wiedziałam, że grała w Quidditcha.
Mój tata nie śmiał się wraz z innymi. Stał ze zkrzyżowamymi rękoma i patrzył na mamę pustym wzrokiem. Gdy ona zauważyła jego spojrzenie, odwrócił wzrok i odszedł. Mama w końcu (z towarzyszącymi jej cały czas śmiechami) zeszła z tego dziwaka i wróciła do szatni. Gdy już się przebrała, zauważyła, że tata też zmierza w stronę Zamku. Dogoniła go, a jej brązowe loki podskakiwały gdy biegła,
- Revelin! Co się z tobą dzieje?
- Odejdź Lieno. Nie mogą nas zobaczyć.
- Co? Gdzie się podziała ta twoja brawura kiedy wczoraj mówiłeś, że powiesz swoim kumplom o nas. Czy była to tylko obietnica tchórzliwego Ślizgona?
- Nic ci nie obiecywałem. - odrzekł tata chłodno.
- Rev! Co się z tobą stało? Wszystko już jest w pożądku, możesz przestać być dla mnie wredny. Przecież Sam-Wiesz-Kogo już nie ma. Już nie musisz być Śmierciożecą. Teraz możesz być ze mną. Możemy w końcu być razem, Rev!
- Ty tego chcesz, ja nie.
- Co? - w zielonych oczach mojej mamy zabłysły łzy. - Ale ...
- Nie bądź naiwna Lieno. Nawet w tych czasach nie ma dla nas przyszłości. Zakładając, że kiedykolwiek pokochałbym taką szlamę jak ty.
Mama nie wytrzymała rozpłakała się na dobre i pobiegła w stronę Zamku. Tata stał i patrzył jak jej sylwetka się oddala. Jednak w jego oczach nie widziałam oschłości. Te ciemne źrenice pełne były smutku i bólu. Jakby żałował tego co zrobił. Żałował, że złamał mamie serce. Jednak potrząsnął głową jakby chciał odgonić złe myśli i ruszył w stronę ogrodów.
- Ej co z tobą?
Nagle przy moim boku pojawiła się Ricci.
- Czy ty masz jakieś ubytki? Jest już 10, a ty nadal śpisz jak zabita.
To wybudziło mnie ze snu. Otworzyłam szeroko oczy. Po mojej prawej faktycznie stała Blondi 3. Moja kołdra leżała skotłowana po drugiej stronie. Jednak co najdziwniejsze w lewej ręce kurczowo ściskałam mój rzeźbiony naszyjnik w kształcie serca. Był cały mokry od potu. Tak jak ja zresztą. Spojrzałam na lokatorkę. Ta tylko przywaliła mi swoim pluszowym smokiem i wyszła z dormitorium.
Usiadłam na łóżku. Ten sen był dziwny. To chyba nie mogła byc sprawka Raidena. Od przecież nie widział takich wspomnień. Tym razem mu się upiekło. Ale w takim razie skąd ten sen? Przecież on musiał z czegos wynikać.
Wstałam. Ricci nie żartowała faktycznie była już 10 godzina. Poszłam wziąść zimmy przysznic. Stałam pod natryskiem wody i myślałam jak w końcu doszło do tego, że moi rodzice się pobrali. Przecież mój tata wtedy bardzo ją zranił.
Wyszłam z łazienki ubrana w czarny top, jeansową kamizelkę i skórzane spodnie. Wyszłam do Pokoju Wspólnego. Zdziwiona stwierdziłam, że jest pusty. Spojrzałam na tablicę. No tak! Dzisiaj jest wypad do Hogsmade. A ja mam szlaban. Mam nadzieję, że Miles usprawiedliwi moją nieobecność na spotkaniu drużyny. Rozmyślając o randce z Davidem, która właśnie przechodzi mi koło nosa ruszyłam do Skrzydła Szpitalnego.
Postanowiłam odwiedzić Marylin. Siedzi tam prawie sama. Co prawda przychodzą do niej koleżanki i to często, ale od nas z rodziny rzadko kto. W takim razie ruszyłam do izby szpitalnej. Gdy położyłam rękę na klamce ta otwarła się zanim w ogóle ją nacisnęłam. Ze środka wyszedł Kev Wood - brat Raidena. Zaskoliśmy siebie nawzajem, ale chłopak zaraz mnie wyminał bez słowa. Skoro już nie torował mi drogo weszłam do pokoju. Usiadłam przy łóżku Mary i rozmawiałyśmy ze sobą tak jakbym wczoraj nie znalazła portretu, a dziś nie śniło mi się wspomnienie moich rodziców.
Hubcio miał naprawdę świetny pomysł!!!!! Aż pozazdrościć takiego "dawacza pomysłów"
OdpowiedzUsuń😉
Fluorek <3
Brandon robi się taki davidowaty....
Z tym snem i portretem robi się naprawdę super wątek!!!!!
Jak ja się cieszę, że Ty tak szybko piszesz i nie muszę czekać w nieskończoność, żeby się dowiedzieć co dalej!
Historia rodziców Maureen trochę mi się kojarzy z Severusem i Lily - no wiesz to wyzwanie od szlam.
Jak tak teraz sobie myślę to Twój styl pisania ogromnie się poprawił od Twoich pierwszych opowiadań a trochę już tego czytałam...; )
Zadowolona MrocznaKosiarka
Oh właśnie. Zazdrość wielce wskazana!
UsuńŁuuu! <3
Hahaha! To BraVid =D
Jeszcze, jeszcze! Po prostu sypiesz tymi komementami jak z rękawa!
No tak. Niestet. Tylko oni na końcu byli razem :) <3
O Merlinie! Co ty masz dzisiaj za dzień na komplementowanie! No o oczywiście dziękuję! =D
See you!
~ Cameleon
Hmm... Wiesz, że to był nawet lepszy pomysł niż mój? I bardzo ciekawie go rozwinełaś.
OdpowiedzUsuńZa mało Raidena! Mam focha.
Ciekawy sen... Podejrzewałam, że rodzice Maureen nie zawsze żyli w zgodzie. Tak ja jestem taka domyślna. Czasami...
Głupi kot... Tak musiałam. I nie wypominaj mi tego, że kiedyś go lubiłam.
Szlaban w łazience fajowy. Aż samemu się taki chce :)
Pozdrawiam
- Izi
Oh dziękuję, ale to zasługa Hubcia. I ten wątek jeszcze się będzie ciągnąć
UsuńSerio? Oh Rick zdobywa fanki ;)
Wow. Podziw że na to wpadłaś. Ja wymyśliłam to dopiero jak pisałam ten wpis
Izi już nie wypominaj, to nie ten blog ;)
Fajnie, że zauważyłaś. Czyli dobrze wypadł, a już się bałam, że nie zdołam oddać fajności tego szlabanu
Również pozdrawiam :) i weny!
~ Cameleon
Holon na dzień doby z drętwoty xD
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się portretu jej ojca. Nieźle się zapowiada i to wspomnienie.
Uua, szkoda, że nie będzie Hogsmeade, ale mam nadzieję, że zastąpisz to czymś innym, równie ciekawym ^^
Pozdrawiam i życzę weny :)
Nestle Drętwota, na dobry początek dnia ;)
UsuńPewnie nikt się nie spodziewał
Oh to początek nowej przygody!
Może być, ale nie martw się następnego wypadu na pewno nie pominę
Dzięki i nawzajem Atlantyku weny!
~ Cameleon