Kochani Czytelnicy!
Zachęcam Was do zostawiania ciekawych artykułów i wymyślonych ploteczek w zakładce "AP Magazie". A teraz bez dalszych wstępów zapraszam na rozdział!
Z niecierpliwością czekałam przed salą na wynik. Zdenerwowana do granic możliwości gapiłam się przed siebie modląc się aby go uniewinnili. Gdyby mój wzrok mógł zabijać to te drzwi już od pół godziny leżałyby martwe. W pewnym momencie wrota otworzyły się i ze środka zaczęli wychodzić czarodzieje. Przedzierałam się przez tłum w poszukiwaniu Raidena. W końcu go znalazłam.
- Proszę powiedz, że możesz wyjść. - błagałam.
- Nie wracam do Hogwartu. - oznajmił sucho.
Wskoczyłam mu w ramiona. Położyłam głowę na jego ramieniu i płakałam jak dziecko. On jednak stał sztywno jak sparaliżowany. Nic nie powiedział.
- Ja normalnie ich pozabijam! Czemu, czemu?! Przecież byłeś pod władzą Gannerta. To wszystko jego wina! Przecież mogli zobaczyć twój znak i ...
- Maureen oni mnie uniewinnili.
Zamarłam. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego oczy. Nie kłamał. Uniewinnili go!
- Och Raiden! Nigdy więcej mi tego nie rób! Merlinie jak mnie przestraszyłeś!
- Nie żartowałem. Nie wracam do Hogwartu.
- Ale ... ?
- Może i mnie uniewinnili, ale nie zamierzam tam wracać. Twój brat nie chce mnie znać nie zważając na wszystko. Wszyscy pamiętają mnie jako wrednego Ślizgona. Nikt mnie tam nie chce. Poza tym trzynastego lutego kończę siedemnaście lat i będę mógł się wyprowadzić od moich adopcyjnych rodziców i żyć po swojemu.
- Też mam urodziny trzynastego lutego. - wiem, jestem żałosna, ale tylko to zdołałam wykrztusić. - Raiden nie zostawiaj mnie! Proszę.
- Masz Holon, Miles'a i Sashę. A ja zawsze będę blisko ciebie.
- Obiecaj chociaż, że będziesz pisać sowy.
- Obiecuję.
Przytuliłam go, a potem odszedł. Patrzyłam na jego sylwetkę, aż nie zniknęła za rogiem korytarza. W końcu wyszłam z Ministerstwa. Przed wejściem czekała na mnie dyrektor Starrix. Widząc moją zapłakaną twarz i smutną minę zbitego psiaka nic nie powiedziała. Zapewne myślała, że zamknęli Raidena i się z tego cieszyła. Niestety niektórzy nie rozumieją tego, że pod maską wrednych Ślizgonów często kryje się wrażliwość.
Deportowałyśmy się przed Hogwart. Przyszła profesor Parkinson i otworzyła bramę. Udałam się prosto na eliksiry. Usiadłam w ławce z River. Pewnie tak jak dyrektorka domyśliła się, że uznali Wood'a za winnego. Przytuliła mnie mocno, a potem zrobiła za nas obie cały eliksir. Oczywiście dostałyśmy P. Na przerwie dała mi się wypłakać w swoją szatę. Podeszła do nas również Sasha.
- Uniewinnili go. - powiedziałam ocierając ostatnie łzy.
- Co!? - wykrzyknęła jego kuzynka.
- Uniewinnili go, ale postanowił nie wracać do Hogwartu. W lutym stanie się pełnoletni i wyprowadzi od rodziców.
- Ale czemu?
- Wszyscy nadal postrzegają go jako wrednego Ślizgona. Nie ma żadnych przyjaciół poza mną i do tego nauczyciele wiedzą o tym co zrobił. Nie chce wracać by uniknąć wytykania palcami. Rozumiem to.
- Ale i tak kazałaś mu pisać do siebie sowy? - zgadła Meadlow.
Potaknęłam. Zadzwonił dzwonek i poszłyśmy na transmutację po której mieliśmy koniec lekcji. Gdy wróciłyśmy do Pokoju Wspólnego odpisałam zaległe lekcje i poszłyśmy z dziewczynami przejść się po błoniach w śniegu. Opowiedziałam Sashy wszystko czego nie wiedziała do tej pory. Największy szok przeżyła gdy dowiedziała się, że zerwałam z Davidem.
- To dlatego jego tu z nami nie ma. Ale w takim razie co z zespołem?
O tym nie pomyślałam. To może zaszkodzić całemu zespołowi. A przecież Black Cat nie może się rozpaść!
- Możemy na razie zawiesić działalność Black Cat. Od teraz będziemy występować jako tymczasowa grupa, tylko my trzy.
- Nie wiem czy damy sobie radę bez basu.
- Ja się tym zajmę. - postanowiła River.
Ona była prawdziwą czarownicą orkiestrą. Potrafiła grać doskonale na skrzypcach, wszystkich instrumentach klawiszowych i gitarze.
- Może mogłabym cię trochę podszkolić i ten plan by wypalił. - zaproponowałam.
- Dobrze. W takim razie jak się nazwiemy? - zastanawiała się Sasha. - Może ... Row (ang. Awantura)?
- Hmmm ... Krótkie, łatwe, chwytliwe i utorzsamia się z nami. Genialne Sash! - Holon zaakceptowała nową nazwę.
Uśmiechnięte spacerowałyśmy nadal wokół Zamku wymyślając kolejne piosenki. Byłyśmy właśnie w trakcie uzgadniania kwestii dla Sashy, gdy skręciłyśmy za róg i ujrzałyśmy coś co nas wszystkie zmroziło. Szybko cofnęłyśmy się z powrotem i ostrożnie wychyliłyśmy głowy zza węgła.
- Zostało chyba za mało ... - pomrukiwał Lucjusz Malfoy stojący przy wnęce w ścianie.
Co on tam robił? Przecież powinien siedzieć w Azkabanie. Miałam złe przeczucia.
- Prawie zamarzł. - szeptał nadal do siebie.
Wyjął ze ściany jakąś buteleczkę i upił łyk. Natychmiast jego skóra zaczęła bulgotać. Kurczył się, aż w końcu ... stał się profesorem Flitwickiem! Wzięłam gwałtowny oddech. Usłyszał mnie! Szybko razem z dziewczynami pobiegłyśmy w stronę z której przyszłyśmy. Zatrzymałyśmy się niedaleko Bijącej Wierzby.
- To był Lucjusz Malfoy! O Merlinie! Trzeba powiadomić profesor Starrix!
- Myślisz, że nam uwierzy? - spytałam Holon.
- Nie bez dowodów. - odpowiedziała za nią Sasha.
Zastanowiłam się. Meadlow miała rację, ale jak je zdobyć? No i podstawowe pytanie:
- Myślicie, że nas zauważył?
- Nie wiem. - odparły obie.
Postanowiłam, że wrócimy do Zamku. Elilsir Wielosokowy działa przez godzinę, więc zanim minie, we trzy udamy się do gabinetu dyrektorki. Oskarżymy "Flitwick'a" i poczekamy aż z powrotem zmieni się w Malfoy'a. Może zadziała. Na piętnaście minut przed upływem godziny we trzy podeszłyśmy przed posąg chimery.
- Lody waniliowe.
Rzeźba odsłaniła nam przejście i weszłyśmy po kręconych schodach do góry. Sasha zapukała do drzwi. Już po chwili ukazała się w nich zdziwiona twarz dyrektorki.
- Musimy pani coś powiedzieć. - oznajmia ruda.
Po wejściu do gabinetu rzuciłyśmy oskarżenie. Starrix oczywiście nam nie wierzyła. Oburzona naszymi zeznaniami odjęła nam po dziesięć punktów za głowę i wezwała Flitwick'a by przyszedł i sam wyznaczył nam szlaban. Mały czarodziej przytruptał do gabinetu. Kamile opowiedziała mu o bzdurach, które zeznałyśmy.
- Och dziewczęta. Szczerze mówiąc spodziewałbym się tego po pannie Moisson, ale wy?
- Co to miało znaczyć!?
- To, że jesteś nieobliczalna. Wymyślasz jakieś historyjki, udajesz ofiarę.
Nie no, nie wytrzymałam. Po prostu mnie poniosło. Albo nie. Zasłużył kretyn przebierany. Gdyby to był prawdziwy nauczyciel nigdy bym tego nie zrobiła, oczywiście.
- Levicorpus!
Flitwick/Malfoy poszybował w powietrze. Dyrektorka krzyknęła.
- Gadaj dla kogo pracujesz!
- Maureen! - dyrektorka już wyciągała swoją różdżkę.
Wtedt nagle skóra nauczyciela zaczęła bulgotać. Starrix zamarła z ręką w pół ruchu. Oszust zaczął szybko rosnąć, ubranie pękało na nim w szwach. Opuściłam go na dół nie przejmując się delikatnością. Upadł w zasłony. Gdy wyłonił z nich głowę była to białowosa twarz Lucjusza Malfoy'a.
- Na brodę Merlina! - wykrzyknęła zaskoczona dyrka. - Zawiadomię Aurorów.
Zaczęła się szwędać przy kominku, a ja w tym czasie przyjrzałam się zbiegowi. Na przedramieniu miał Mroczny Znak. Jednak ten nie był dziełem Gannerta. Twarz Śmierciożercy nie była chuda, czy zapadnięta. On sam był w dobrym stanie. Zastanawiałam się jak długo już tutaj jest.
- Pracowałeś z Gannertem? - zapytała Sasha.
On jednak nic nie powiedział. Gapił się bezmyślnie na swoje dłonie. Jak się tu znalazł? Czy współpracował z Wood'em? Ile czasu już tu przebywał? Na pewno więcej niż miesiąc. Czemu nikt tego nie zauważył? Skąd miał Eliksiru Wielosokowy z cząstką Flitwick'a? Jakim cudem udało mu się bez kwalifikacji nauczać zaklęć? Co się stało z prawdziwym Flitwick'iem? Mogę się tego nigdy nie dowiedzieć.
- Dziewczęta Auroży zaraz się tu pojawią. Będziecie zeznawać. Zwołam również wszystkich nauczycieli. - puściła magiczne, papierowe samolociki.
Super. Kolejne zeznania. Tym razem jednak jestem bardziej wiarygodna. Poszłam spać około dziewiątej. Niestety nie mogłam zasnąć. Myśli o Śmierciożercach kołotały mi się w głowie. Gdy w końcu zasnęłam śniło mi się to co od niedzieli. Prawda.
To było coś w stylu mojego starego snu. Jednak ten nie był tak dokładny. Były tam sceny z niewyraźne groźby Śmierciożerców, zamglony obraz taty i cioci Lizy. A jedyną rzeczą, która była full hd to płomienie. Śmiercionośne języki ognia liżace kłosy wokoło mnie. A na końcu zawsze scena z zielonym błyskiem światła. Jak można zapomnieć coś takiego?
Rankiem niewyspana i umęczona na duszy usiadłam przy Ślizgońskim stole z Miles'em i Holon. Trzymali się za ręce przez pierwsze pięć minut. Są parą od niedzieli. Jadłam kanapkę z szynką kiedy do Sali wleciała sowia poczta. Czekałam, bardzo czekałam na list od mamy. Jednak nie przyszedł. Za to Holon dostała coś ciekawego.
- Spójrz. - podała mi Proroka Codziennego.
"Hogwart już nie taki bezpieczny
Ostatnio złe rzeczy dzieją się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Niedawno okazało się, że w Zakazanym Lesie tuż pod nosem wszystkich żył zbiegły z Azkabanu Śmierciożerca - Gannert Wood. Pomagał mu Raiden Wood jego wtyczka w szkole i rodzony syn. Cała sprawa wyszła na jaw gdy uprowadził on Lotty Verte, a następnie zabił swojego ojca. Wczoraj odbyła się rozprawa sądowa w Wizengamocie, ale młodzieniec został uniewinniony ponieważ jego dziewczyna zastrzegała, że działał on pod wpływem Mrocznego Znaku, który pozwalał Gannert'owi kontrolować swojego syna. Morderca jednak nie wrócił do Hogwartu by chełpić się pokonaniem Śmierciożercy. W całą sprawę zamieszana jest dziewczyna zabójcy - Maureen Moisson. W dzieciństwie Gannert zabił jej ojca, więc dziewczyna pragnęła zemsty. Jednak miłość nie wybiera i zakochała się ona w jego synu. Z jej zeznań wynikało, że Raiden i ona połączeni są więzią dzięki której dzielą sny oraz wiedzą kiedy to drugie kłamie. Ta więź w kręgach nastolatków nazywana jest psychopatyczną miłością.
Jednak to nie jedyny wybryk panny Moisson. Wczorajszego wieczoru przyszła do gabinetu dyrektorki twierdząc, że profesor Filius Flitwick to tak na prawdę Śmierciożerca - Lucjusz Malfoy. Jakież było zdziwienie wszystkich gdy okazało się to prawdą. Nagiego Malfoy'a okrytego jedyne zasłoną znaleziono w gabinecie dyrektorki.
Dwóch Śmierciożerców, krótki odstęp czasowy i jedna dziewczyna zamieszana w oba te zdarzenia. To nie wróży nic dobrego."
Jedno słowo
OdpowiedzUsuńCO?!?!??!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A konkretnie o co chodzi?
UsuńO wszystko
UsuńI goły Lucjusz w zasłonie..... hahahahahaha
A ten artykuł bardzo w stylu Rity ;)
Biedny Raiden ;-;
OdpowiedzUsuńLuciusz zmieniający się w Filtwick'a... czo? xD
Maureen znowu zeznaje, biedna :^
No i artykuł Rity... grr... nienawidzę tej jędzy >_>
Weny życzę, pozdrawiam :)
Niestety on nigdy nie miał łatwo.
UsuńHaha! To było zabawne nie? A jak się dowieciecie co on tam robił...
Takie czasy
Ja też jej nie lubiłam. Mam nadzieję, że dobrze oddałam jej styl.
Dziękuję i nawzajem
~ Cam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo już nawet gazeta wie, że Maureen kocha się w Raidenie i to jeszcze psychopatyczną miłością! Ciekawe, czy to otworzy oczy Maureen, czy nadal będzie się przed tym bronić...
UsuńA ta sprawa z Flitwickiem jest więcej niż dziwna! Jeżeli Lucjusz miałby współpracować z Gannertem, to czemu wcześniej się nie pojawiał, a przede wszystkim - po co podszywał się pod Flitwicka po śmierci Gannerta? Żeby nie wrócić do Azkabanu? O co tu chodzi? ;-;
No pięknie, David nawet z zespołu został wywalony. W sensie... dziewczyny utworzyły odrębną tymczasową grupę. Ciekawe jak Dave na to zareaguje? Rozpłacze się? xD
Właściwie Raidena łatwo zrozumieć. Z tym, że nie chciał wracać do szkoły. Tylko co będzie z nim i z Maureen?
Jeszcze jedno: pisać sowy brzmi trochę śmiesznie xD Chyba wysyłać sowy! Sowę można narysować, ale żeby ją pisać? xdd
Rozdział bardzo... intrygujący! Mam nadzieję, że niedługo choć część zagadek się wyjaśni!
Wena Maxima! /*
~ Tita Pocky
Och Panno Pocky to było ciekawe podsumowanie ;)
UsuńWszystkiego dowiecie się niedługo.
Haha! Będzie jeszcze gorzej
No przecież są przyjaciółmi będą pisać listy.
Faktycznie dziwnie brzmi...
A ja mam nadzieję, że uda mi się to odpowiednio przedstawić. *O* uderzenie weny! Dzięki
~ Cam
WTF?!?!?!?!?!?!?!?!?! OMG... Nie wiem od czego zacząć, tyle zwrotów akcji!!! Myślałam, że Maureen kocha tego sługę Holon! Durni dziennikarze! I ten Lucjusz! Przeobrażony w nauczyciela! Owinięty w zasłony znaleziony w gabinecie dyrki... Brzmi to co najmniej dwuznacznie! xd I jeszcze te wredne podsumowanie! Przecież to nie wina Maureen, że ma takie pokręcone życie! Jedynie z czego się cieszę, to nazwa zespołu ^^ Jestem dumna :D
OdpowiedzUsuńCometa
Nie przeginaj ;p
UsuńNo im raczej Maureen się nie zwierzała. Haha! Dziennikarze potrafią tak coś obrucić żeby brzmiało dwuznacznie. To moja wina, że ma tak pokręcone życie ;) Duma uzasadniona bo to był Twój pomysł
~ Cam